Archiwum Polityki

Drogo w drogę

Za litr benzyny bezołowiowej trzeba dziś płacić niemal 4 zł. A to już więcej niż dolar. Od wielu tygodni, głównie z powodu drastycznego wzrostu cen ropy naftowej na światowym rynku, w górę idą ceny oleju opałowego, napędowego, benzyn i gazu. Eksperci MFW szacują, że jeśli na rynku paliw nic się nie zmieni, to pod koniec roku światowy produkt krajowy brutto będzie niższy o 0,3–0,5 proc. od prognozowanego. W Polsce może być podobnie. Wyższe ceny paliw to wyższa inflacja i zapewne nieco mniejszy krajowy popyt. W sumie to złe wiadomości dla wszystkich. Czy tego rodzaju zagrożeniom można w jakikolwiek sposób przeciwdziałać?

Rząd mówi, że tak i że nie będzie bezczynny. Ma zamiar zacząć od rzucenia na rynek części państwowych rezerw, co miałoby przyhamować wzrost cen. Większe znaczenie mają zapowiedzi czasowej obniżki akcyzy na paliwa. Podatki w cenie paliw sięgają dzisiaj niemal 70 proc. Minister finansów jeszcze się waha, bo podatki od paliw to spora część dochodów państwa i w obecnej sytuacji budżetu łatwo z nich nie zrezygnuje. Kierowcy mogą liczyć co najwyżej na obniżkę rzędu 5 groszy na litrze. Naprawdę mogłaby pomóc większa konkurencja na rynku. PKN Orlen to ciągle niemal monopolista. Większość sprzedawanych w kraju paliw przechodzi przez kontrolowane lub zaopatrywane przez ten koncern stacje. Ocenia się, że utrzymywanie dominującej pozycji na polskim rynku przynosi mu blisko 1 mld zł dodatkowych zysków rocznie. Nic nie wskazuje, by Orlen chciał z tych przywilejów rezygnować. Amerykanie próbują naciskać na Organizację Państw Eksporterów Ropy (OPEC), by od czerwca podniosła jeszcze limity produkcji, które i tak zresztą permanentnie przekracza, ale trudno na to raczej liczyć.

Polityka 20.2004 (2452) z dnia 15.05.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama