Jeszcze przez pół roku przysługuje Millerowi służbowa limuzyna z kierowcą i ochroną, ale potem trzeba będzie pomyśleć o zakupie prywatnego auta. Boi się tego nieco Aleksandra Jakubowska. Nie dlatego jednak, że zapomniała sama jeździć, lecz ze względu na uszkodzony kręgosłup (w katastrofie rządowego śmigłowca). Każde ostrzejsze hamowanie znów może się zakończyć zapakowaniem w gorset, którego dopiero co się pozbyła. Widmo plastikowego rusztowania nie odstrasza jej jednak od szpilek, gdyż – jak zapewnia ją mąż, fizykoterapeuta – na wysokich obcasach najlepiej pracują mięśnie pośladków.
Oddanie władzy to ciężka próba dla rodzin. Najbardziej dymisji rządu obawiała się żona Leszka Millera. Tego, że będzie krążył po domu jak zraniony lew, warcząc, szczerząc kły i pokazując pazury. Jego demonstrowaną łagodność przyjęła więc z pewną nieufnością. Jak żona Marka Wagnera jego zainteresowanie wyłącznie ogródkiem.
Wagner najwcześniej przygotował się do odejścia. Były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów spakował się już na dwa tygodnie przed dymisją urzędu. – Nie miał dużo, bo na jego biurku nigdy nie leżały żadne papiery – opowiada współpracownik. Natychmiast zdał służbową komórkę oraz pobrał kartę obiegową, na której ostatnią pieczątkę zaliczyć trzeba przy punkcie „oddanie identyfikatora”. Wprawdzie jako poseł nadal może wchodzić do gmachu w Alejach Ujazdowskich, ale z tego prawa nie korzysta.
Ostatnia z Kancelarii wyprowadziła się Aleksandra Jakubowska, była szefowa gabinetu politycznego premiera. Ale nawet siedząc w obszernym gabinecie czuła, że została już pozbawiona władzy. Jej komputer od momentu wejścia do gmachu ekipy prof. Marka Belki został bowiem odcięty od kalendarza premiera.