Przez okna słonecznego gabinetu Tomasza Lisa, w wydawnictwie Rosner i wspólnicy (wydawcy jego ostatniej, bestsellerowej książki „Co z tą Polską”), widać Wisłę, podwieszany most Świętokrzyski i pomnik Kościuszkowców. Stąd, z wysokości dziewiątego piętra wieżowca przy ul. Okrzei w Warszawie, zyskuje się właściwą perspektywę i świat wygląda piękniej. Nie sposób nie docenić widoku. – Chodzi o widok z okna czy widoki na przyszłość? – dopytuje się Lis.
Widoki na przyszłość byłego dziennikarza TVN to – zgodnie z jego zapewnieniami – rychły powrót do dziennikarskiej roboty. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, do końca maja kontrakt z jedną z telewizji będzie miał w kieszeni. Od czasu usunięcia go z TVN minęło prawie pół roku. Przez ten czas Lis wydrukował w prasie kilka artykułów, co pozwoliło mu zachować kontakt z zawodem. Jednak spotkania odbywane w Polsce z sympatykami, formalnie w ramach promocji książki, znacznie przybliżyły go do świata polityki.
Dyskusja – będzie czy nie będzie kandydatem na prezydenta – pobrzmiewa wszędzie tam, gdzie pojawia się Lis. Niezależnie od tego, ile oświadczeń i jakiej treści złoży. Spotkania, choćby w planach najbardziej ugrzecznione, mimowolnie przekształcają się w przedwyborcze wiece. Tyle tylko, że nie ma wyborów.
Kawecka to panu mówi
Opole, piątek 26 marca, popołudnie. Spotkanie z mieszkańcami w zabytkowym Ratuszu. Tłok, sala na 300 osób nie mieści już ludzi. Pracownicy magistratu donoszą krzesła. Przez tłum do mikrofonu przedziera się mężczyzna w średnim wieku: „To dobrze, że pana wywalili z roboty w TVN – krzyczy. – To Opatrzność, Bóg tak chciał, pan nie ma wyjścia! Pan musi wziąć na siebie odpowiedzialność!”. Salę unoszą oklaski.