Archiwum Polityki

Zagrać to więcej niż nie zagrać

Chcesz zanudzić czytelnika, opowiedz mu wszystko – przestrzega XVIII-wieczny autorytet. Nie wiem, czy Beata Tyszkiewicz znała tę przestrogę. Chyba znała: tytuł jej książki „Nie wszystko na sprzedaż” (Wydawnictwo 2003) zapowiada samoograniczenie. Rezygnację z wątków eksploatowanych hojnie przez koleżanki, bawiące się w wielką politykę rozmiarów garderoby teatralnej, przekwitłe moralizatorstwo, ploty środowiskowe. Potwierdzające domysł: panienkom brakuje piątego pokoju – kindersztuby. Tak właśnie mawiał pewien hrabia o pazernych nuworyszach. Musiał pojawić się hrabia – historia rodzinna relacjonowana przez Beatę to opowieść o dziejach dobrze urodzonych w czasach, gdy władza należała do dobrze uradzonych towarzyszy. Odnoszących się do przedstawicieli klas jeszcze niedawno posiadających z bolszewicką czujnością, podszytą z trudem skrywaną satysfakcją, że oto tamci, z tytułami i drzewami genealogicznymi, mają im odtąd służyć. Tak było wcześniej w Sowietach: wczesny ranek na daczy Aleksego Tołstoja, dzwoni telefon. Lokaj (Tołstoj miał lokaja) wyjaśnia rozmówcy:
– Towarzysz hrabia jest chwilowo nieobecny. Przebywa na plenum KC.

W Ludowej książę Krzysztof Radziwiłł „Obywatelu Kochanku”, szef protokołu MSZ, uczył skierowanych na dyplomatów funkcjonariuszy, co nożem, co widelcem, do czego przeznaczone są burżujskie wykałaczki i serwetki. Księżna Izabella Radziwiłł sekretarzowała w PIW. A że była brunetką w hiszpańskim typie, słysząc „zwróćcie się z tym do koleżanki Radziwiłł”, niedoinformowany pisarczyk westchnął na stronie: – Czy ta Goldberżanka nie przesadziła ze zmianą nazwiska?

W tych dniach matka Beaty, Barbara Tyszkiewicz, dostała etat archiwistki w „Szpilkach” – po uprzednim poręczeniu przez Eryka Lipińskiego i Edmunda Osmańczyka, że nie jest aktywnym wrogiem klasowym.

Polityka 51.2003 (2432) z dnia 20.12.2003; Groński; s. 156
Reklama