Archiwum Polityki

Puste miejsca przy stole

Basia dostała paszport tymczasowy i wszelkie pierwsze gwiazdki na niebie zdają się wskazywać, że za odpowiednią ilość długich miesięcy dostanie też dziesięcioletni. Powinienem więc już siedzieć cicho i słuchać, co ciekawego powiedzą wół i osioł o północy. Jeśli tego nie zrobię, to z wigilijnych właśnie powodów. Jest w Polsce taki ładny zwyczaj, że przed karpiem, przy stole, zostawia się jedno wolne krzesło dla „zagorskich panów”. Otóż w tym roku wiele takich krzeseł pozostanie w Rzeczypospolitej niezajętych. A to z racji nieustającej i radosnej gorliwości naszych służb zagranicznych.

Zacznę od opowieści, którą sam uznałbym za nieprawdopodobną, gdyby, niestety, nie była prawdziwa. Oto pan Rafał Weiss z Brisbane w Australii dostał wiadomość o agonalnym stanie swojej mieszkającej w Wielkopolsce matki. W konsulacie RP wbito mu wizę do australijskiego paszportu i w parę dni później wylądował na Okęciu. W międzyczasie stan zdrowia matki pana Weissa nieco się poprawił, nie na tyle jednak, by nie wymagała obecności syna. Ów udał się więc do odpowiedniego urzędu, żeby trochę przedłużyć wizę. Można sobie wyobrazić jego zdumienie, gdy oświadczono mu, iż będąc obywatelem polskim nie ma prawa posługiwać się paszportem australijskim, w związku z czym... nie opuści Rzeczypospolitej, dopóki nie wyrobi sobie uprawniającego do przekroczenia granicy dokumentu polskiego, co wymaga oczywiście zebrania odpowiednich papierów i odczekania później paru miesięcy. Nietrudno zrozumieć, że takowe rozwiązanie oznaczałoby dla pana Weissa utratę pracy w Brisbane, wszelkiego rodzaju kłopoty rodzinne; jednym słowem katastrofę życiową. Na nic jednak prośby i groźby.

Polityka 51.2003 (2432) z dnia 20.12.2003; Stomma; s. 160
Reklama