Archiwum Polityki

Drugie zburzenie Warszawki

Warszawka schodzi na psy – to pierwsze wrażenie po lekturze publikacji w „Gazecie Stołecznej”, w których prezentowano rozmaitych balangowiczów i zabawowiczów jako koryfeuszy dzisiejszej Warszawki. „Wbijałem się do różnych klubów i na imprezy od młokosa” – wyznaje Mikołaj Komar, syn miotacza kulą, redaktor miesięcznika „A4”. „Balangowicz, organizator imprez i wystaw” – to CV, jakie podaje gazeta dla opisania innego rozmówcy. Jeżeli to jest Warszawka, to nie ma ona nic wspólnego z Warszawką przedwojenną Światopełka Karpińskiego i Janusza Minkiewicza. Tamta bawiła się poezją – ta bawi się prozą.

Tamtą Warszawkę tworzyli znani artyści, poeci, pisarze i politycy. Tworzyli Warszawkę, bo byli kimś. Spotykali się w Ziemiańskiej, Zodiaku czy w Adrii, a po wojnie w Czytelniku, i nadawali ton. Czytając spis osób zaliczanych do Warszawki dzisiejszej, na próżno szukalibyśmy skamandrytów i akolitów – Słonimskiego, Wieniawy, Lechonia – czy innych poetów. Wierszy nikt nie czyta. Poetów nie stać na drinka. Zamiast nich spotykamy biznes, media, reklamę i rozrywkę. Trzon Rabarbaru czy Piekarni nie wie nawet, skąd wziął się Skamander. Tamta Warszawka miała dużo czasu, spotykała się przy małej czarnej, żeby porozmawiać. Dzisiejsza jest zapracowana i zagoniona, spotyka się w nocy, żeby odreagować stres i to nie przy kawie, ale przy drinku. Tamta Warszawka odróżniała sonet od dytyrambu, dzisiejsza uczy się rozróżniać fetucini od linguini i Kasztankę (ukochana klacz Marszałka Piłsudskiego – red.) od kucyka do gry w polo. Tamta Warszawka była dowcipna, ale poważna.

Abym tobie i sobie
Jednym imieniem mówił:
Albo obojgu – trawa,
Albo obojgu – tuwim

Założyciele Skamandra byli młodsi od większości osób, o których dziś czytamy, że to młodzież.

Polityka 51.2003 (2432) z dnia 20.12.2003; en passaent; s. 161
Reklama