Archiwum Polityki

Hausner idzie na wojnę

Podejmując ryzykowny plan wicepremiera, SLD może przegrać; bez tego przegra na pewno

Rząd nie ma się już dokąd cofać. Jeżeli ugnie się pod presją związkowców i górniczego lobby, przegra być może najważniejszy test swej wiarygodności; wiarygodności dla inwestorów, dla przedsiębiorców, przegra ostatnią szansę pobudzenia ciągle nikłego, ale przecież widocznego wzrostu gospodarczego. Można będzie wyrzucić do kosza wszystkie strategie naprawy finansów publicznych, które zakładają spełnienie do 2007 r. kryteriów uprawniających Polskę do przystąpienia do strefy euro. Wtedy już w 2005 r. przekroczony może zostać dopuszczony konstytucją poziom długu publicznego (60 proc. PKB), po którym musiałoby nastąpić radykalne – niewyobrażalne dziś – cięcie wszystkich wydatków i, w konsekwencji, niepokoje społeczne na skalę, wobec której obecne protesty są zaledwie przygrywką.

Dziś, używając modnych ostatnio porównań, rząd chce wystartować mocno obciążonym samolotem z bardzo krótkiego pasa startowego i albo ten ryzykowny manewr się uda, albo maszyna się rozbije. Gdyby runął tylko rząd – mniejsza z tym, ale my wszyscy jesteśmy pasażerami. Nie pomogą żadne triki, jak choćby zmiana konstytucji i napisanie, że dług publiczny może przekraczać na przykład 70 proc. PKB. Formalnie jest to oczywiście do wykonania, bo akurat w parlamencie zebrała się silna jak nigdy grupa zwolenników rozdawania pustego pieniądza. Ale jeśli już dziś zagraniczni inwestorzy nie chcą kupować polskich obligacji, to kto (i na jakich warunkach!) udzieliłby pożyczki krajowi w stanie kryzysu publicznych finansów?

Wszystkie kraje postkomunistyczne w procesie transformacji przechodziły takie kryzysy, Polsce był on dotychczas oszczędzony; dziś jesteśmy na jego skraju. Wicepremier Jerzy Hausner zwiększając deficyt budżetowy i zadłużenie państwa w pobliżu konstytucyjnych granic i zarazem zmniejszając obciążenia podatkowe dla przedsiębiorców (19 proc.

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Komentarze; s. 16
Reklama