Archiwum Polityki

Lament Hamleta

++

Kiedy na konferencji prasowej przed premierą w Teatrze Narodowym Jerzy Grzegorzewski oświadczył, że najwspanialszy na dziś jest teatr samotnej, intymnej lektury, dziennikarze uśmiechali się pod nosem, a dyrektor Englert usiłował obrócić rzecz w żart. Tymczasem spektakl jest dosłownym ucieleśnieniem tej myśli. „Studium o Hamlecie” Stanisława Wyspiańskiego nie jest dramatem – to esej o Szekspirze, artyzmie, powinnościach sceny. Grzegorzewski proponuje teatralną lekturę tego eseju – „czytelnikiem” jest tu Wyspiański-Hamlet grany przez Wojciecha Malajkata. Skojarzeniom odnoszącym się do dzieł Szekspira – „Makbeta”, „Burzy” – towarzyszą cytaty z dzieł Wyspiańskiego i innych pisarzy. Recytacje Igora Przegrodzkiego czy Jana Englerta (na fot. wyżej) przeplecione są zdeformowanymi, przetworzonymi scenami z „Hamleta”: kwestiami ironicznego ducha (Krzysztof Wakuliński), skargami Ofelii rozdwojonej na Ofelię-kurtyzanę-śmierć (Beata Fudalej) i Ofelię-dziewicę na baletowych pointach (Anna Gryszkówna). Scenerię zdominowały opalizujące w reflektorach XIX-wieczne krosna. Spektakl jest kolejną w ostatnich latach skargą samotnego artysty na niezrozumienie i obojętność otoczenia. O ile jednak w poprzednim spektaklu Grzegorzewskiego – w „Morzu i zwierciadle” – furia wpisana w przedstawienie poruszała spore emocje publiczności, o tyle ten lament, przy całej powadze, pięknie obrazów, rzetelnej grze Malajkata i całego zespołu, chyba nie jest w stanie wzbudzić żywszych uczuć na widowni. Choć lektura to rzecz tak indywidualna...

Agnieszka Celeda

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Kultura; s. 56
Reklama