Archiwum Polityki

Smak pod kapeluszem

Mamy wysyp grzybów: piękne kozaki, szlachetne borowiki i rydze, oślizgłe maślaki, urodziwe podgrzybki. Potrawy z grzybów to jeden z filarów polskiej kuchni. Ale już Lukullus lubił grzybki.

Kilka porad dla początkujących: nie zbierajcie grzybów, których nie znacie; wędrujcie po lesie z kimś doświadczonym lub z małym podręcznym atlasem; każdą wątpliwość rozstrzygajcie radykalnie – wyrzucając podejrzanego grzyba; unikajcie kani, ponieważ łatwo je pomylić ze sromotnikiem; nie zbierajcie rydzów, które po ścięciu ociekają kropelkami mleczka, bo to mleczaje; nie schylajcie się po olszówki, ponieważ nawet kilkakrotnie gotowane mają w sobie wystarczającą ilość trucizny, by zaszkodzić wątrobie; uważajcie na piękne prawdziwki o lekko różowawej poduszeczce pod kapeluszem lub nodze w tymże kolorze – to borowik szatański.

Nastraszywszy amatorów grzybobrania wystarczająco, by raczej woleli wyrzucić dobrego grzyba, niż mieli zjeść niejadalnego lub – co gorsza – trującego, przejdźmy do rozkoszy, jakich można doznać wrzucając borowika do rosołu, a kurki dusząc z czosnkiem i zieloną pietruszką.

Ich smak znano już w starożytności. Na ucztach Lukullusa podawano w srebrnych wazach przyrządzone w rosole lub winie borowiki, kanie, muchomory cesarskie i czarne trufle. Do ich krojenia używano noży z bursztynu, uważając, że grzyby psują się od kontaktu z metalem. Także nasi przodkowie zajadali się smardzami, maślakami, purchawkami i... truflami. W średniowieczu bowiem, a podobno i parę wieków później też, rosły te najdroższe grzyby świata w dębowych polskich lasach. I doprawdy nie wiemy, komu to przeszkadzało. Dziś najmniejsza porcja świeżych trufli (trzy grzybki wielkości włoskiego orzecha w małym słoiczku) kosztuje we Włoszech czy we Francji 80 euro. I nie wiemy, czy państwa to pocieszy, że wydawszy tę sumę zjedliśmy przyrządzony własnoręcznie omlet z truflami wzdychając ciężko: nasze borowiki smaczniejsze.

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Społeczeństwo; s. 89
Reklama