Jeszcze jeden krok i każę podnieść ręce do góry! – krzyknął wartownik pilnujący Pałacu Prezydenckiego do nieznanego osobnika, który zbliżał się pod osłoną nocy. Był nim dr Adam Daniel Rotfeld, sekretarz stanu w MSZ. Aleksander Kwaśniewski wezwał go, kiedy ważyły się losy udziału Polski w inwazji na Irak. – Strażnik czuł się zaalarmowany, ponieważ do pałacu nikt nie przychodzi pieszo, w dodatku w nocy – wyjaśnia Marek Ungier, szef Gabinetu Prezydenta. Przed podjęciem decyzji Kwaśniewski wzywał ludzi, także w nocy, i naradzał się z nimi. Jakie są gwarancje, że Husajn posiada broń masowego rażenia? – pytał. „Ja nie wiem – odpowiedział Rotfeld – ale kiedy pracowałem w SIPRI (Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem w Sztokholmie), przewodniczący rady tego instytutu Rolf Ekens, który był w Iraku wielokrotnie, opowiadał mi, że widział, jak niszczono tam broń masowego rażenia”. Kwaśniewski chciał porozmawiać z Ekensem i takie spotkanie zaaranżowano.
Decyzję o zaangażowaniu w Iraku podjął rząd jednomyślnie po trwającej trzy godziny dyskusji. Premier pozostawał cały czas w kontakcie z prezydentem, który jest jednym z głównych jej autorów. W posiedzeniu rządu uczestniczył Marek Siwiec – przewodniczący Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Wyprawa do Iraku spotkała się z poparciem głównych partii – SLD, UP, Platformy oraz PiS.
Irak: karty na stół
– Polityka zagraniczna to dziś pojęcie nieco anachroniczne – mówi Siwiec – ponieważ granice pomiędzy sprawami krajowymi i zagranicznymi ulegają zatarciu. Obrona, gospodarka, sprawy wewnętrzne i administracja, komunikacja – to niektóre resorty zainteresowane stosunkami z zagranicą, do tego dochodzą władze terenów przygranicznych, biznes, organizacje pozarządowe, media.