Jak ja się bałem tego nowego Stinga! Niepotrzebnie. Już dziś mogę powiedzieć, że „Sacred Love” (A&M/Universal) to jeden z moich ulubionych albumów tego roku. Artysta trochę nas wszystkich nastraszył singlem „Send Your Love”, ale czułem, że to tylko taki hit dla radia, które najchętniej gra ostatnio utwory nie dłuższe niż 4-minutowe i takie, żeby „chodziła noga”. No to artyści się dostosowują... Na płycie „Send Your Love” brzmi bardziej „stingowo” i już nie razi. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Sting zdecydował się umieścić disco wersję na koniec płyty, ale – jego sprawa. Nie bardzo też wiem, dlaczego całość kończy „Shape Of My Heart” w wersji koncertowej, ale cała reszta jest bez zarzutów. Trudno bowiem zarzucać Stingowi, że śpiewa podobne do siebie piosenki. Ważne, że korzysta tylko ze swoich pomysłów. Nie odkrywa Ameryki, ale już nie musi. Jest taki, jakiego go lubię i akceptuję.
++ dobre
+ średnie
– złe