Archiwum Polityki

Jesienne przymiarki

Żarcik retro: przedział kolejowy. Konduktor ogląda bilet samotnego pasażera.
– Zaraz zaraz – mówi. – Coś się tu nie zgadza. Pan ma bilet do Brukseli, a ten pociąg jedzie do Kutna.
– I często wasz maszynista tak się myli? – wzdycha pasażer.

To nie tylko moja sytuacja. Tyle że ja mogę się pocieszyć: felietonista zwykle czuje się źle. I jest mu z tym dobrze. Nie mogę więc narzekać, to znaczy – mogę; każdy dzień wpływa na poprawę samopoczucia. Rzeczywistość rozpieszcza mnie niczym bachora, który wie, że najlepszą łyżką jest ręka mamuni.

Mieszkam w pobliżu stadionu Legii. Przed meczem Straż Miejska nalepia na drzwiach wejściowych kartki z ostrzeżeniem: zaleca się niewychodzenie z domu w godzinach 18–23. Ktoś wredny i małostkowy mógłby zapytać: po diabła Straż Miejska, oczko w głowie prezydenta Kaczyńskiego, jeśli to oczko błękitnieje ze strachu? Po cholerę opłacać zuchów, którzy apelują o rezygnację z poruszania się przed, podczas i po meczu, zamiast zadbać o to, by mniejszą swobodę ruchów mieli kibole? Czytałem, że prezydent Kaczyński ma ambicje szeryfa. Na czele Straży postawił silnego człowieka, okrutnej fantazji kawalera. No to jak to jest właściwie? Mamy Dziki Zachód czy może jeszcze dzikszy Wschód, a wiceszeryf przykleja karteczki i radzi nie zbliżać się do okien, bo może to rozwścieczyć hordy Siuksów chętnych do demolki. Sam już nie wiem: pewnie wybór tej metody zapewnienia porządku zwalczyć ma społeczną amnezję skuteczniej niż IPN. Wystraszonym starowinkom przypomną się dni i noce, gdy rozlegały się detonacje, a one dreptały do schronu w piwnicy, gdzie czekały przygotowane zapasy żywności i wody, różaniec, karbidowa lampa, skrzynki i paki zastępujące krzesło.

Polityka 41.2003 (2422) z dnia 11.10.2003; Groński; s. 109
Reklama