Archiwum Polityki

Zakrapiane śniadania na Wiejskiej

Czescy parlamentarzyści od kilku tygodni mają utrudnione picie w czasie obrad. Przewodniczący Izby Poselskiej zakazał sprzedaży alkoholu w parlamentarnych bufetach po tym, jak jeden z posłów upił się do nieprzytomności w czasie debaty. Mimo że w naszym Sejmie też zdarzyły się ostatnio przypadki posłów nieskładnie mówiących po spożyciu (nie pierwsze niestety), ograniczeń raczej nie będzie, mimo że Sejm to miejsce pracy, gdzie się bierze pensje. Szef komisji regulaminowej, która mogłaby wyjść z inicjatywą w tej sprawie – Wacław Martyniuk z SLD – nie widzi potrzeby wprowadzania zakazów: – Nie wiem, dlaczego zdecydowano się na taki krok w Czechach. W naszym Sejmie alkoholowe wyskoki są bardzo rzadkie. Podobnie reaguje jego klubowy kolega Piotr Gadzinowski: – To jakiś absurd. Nie widzę nic nagannego w tym, że ktoś zamówi lampkę wina albo piwo do późnego śniadania. Po pijanemu prawa się nie stanowi. Jak nawet ktoś przeholuje, to idzie spać i go nie ma. Swoją drogą – spać po śniadaniu? Obserwacje posła Zbigniewa Nowaka z Polskiej Racji Stanu są inne: – Widuję czasem nagrzmoconych na korytarzu. Sejm jest miejscem pracy, a w pracy się nie pije. Zakaz powinien być. Michał Kamiński z PiS przyznaje, że nie sprzeciwiałby się, gdyby sprzedaży alkoholu faktycznie zabroniono, choć wątpi w sens tego rozwiązania: – Trzeba by zakazać sprzedaży także w hotelu sejmowym i okolicznych sklepach. Myślę, że bardziej skuteczne w promowaniu trzeźwości jest piętnowanie osób, które przesadzają. Na razie to raczej w piętnowaniu nie widać przesady.

Polityka 42.2003 (2423) z dnia 18.10.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 12
Reklama