Austriacka telewizja publiczna ORF przerwała program, aby nadać na żywo transmisję z dalekiej Kalifornii. W końcu nie co dzień rodak zostaje amerykańskim gubernatorem. Fala zwycięskiej euforii błyskawicznie rozlała się po całym kraju. „Od dzisiaj słońce przestanie zachodzić nad naszą Austrią. Kiedy będzie się kładło spać w Wiedniu, obudzi się w Sacramento – ni mniej ni więcej ogłosił Waltraud Klasnic, kolega gubernator ze Styrii, skąd pochodzi Arnold Schwarzenegger. „Arnold zdystansował Mozarta. To on jest dzisiaj najpopularniejszym Austriakiem” – dorzucił Dieter Hardt-Stremayr, szef biura turystycznego w Grazu. Jego zdaniem wiktoria ta ma niezwykłe znaczenie promocyjne, bo Amerykanie przestaną wreszcie mylić Austrię z Australią. Pewnie też zechcą odwiedzić miasteczko Thal, gdzie Arnie przyszedł na świat w 1947 r. (tata policjant) – i które opuścił w 1968 r., udając się za ocean w poszukiwaniu ziemi obiecanej. Zdaniem Anneliese Rohrer, dziennikarki „Die Presse”, Austriacy radują się, bo wreszcie mogli wziąć rewanż na Amerykanach. Za Kurta Waldheima, sekretarza generalnego ONZ i prezydenta, którego po ujawnieniu wojennej przeszłości nie wpuszczono do USA. Za Jorga Haidera, którego Ameryka pospiesznie ogłosiła faszystą. Naród jest dumny z Arniego, ale równie dominujące jest poczucie ulgi, że w poukładanej mieszczańskiej Austrii z przewidywalną nudną sceną polityczną to, co zdarzyło się w Kalifornii, nigdy nie mogłoby się przytrafić.