Raport Instytutu Psychiatrii i Neurologii stwierdza, że 22,5 proc. osadzonych w polskich zakładach penitencjarnych zażywa narkotyki. Wśród najmłodszych (20–24 lata) wskaźnik ten wynosi ponad 33 proc. Czym grozi taka koncentracja nałogowców w warunkach ciasnoty naszych zakładów, w których sięgnięcie po narkotyk jest najprostszym sposobem poprawienia samopoczucia i odprężenia, nie trzeba bliżej wyjaśniać. Niejeden narkotyk wyzwala agresję i daje poczucie mocy.
Szmugluje się ten zakazany towar w najróżniejszy sposób. W papierosach i w gumie do żucia, w śledziach i zupie, w podpaskach i w jamie ustnej, pod butami, w odbytnicy i w żołądku. Rekordzista wydalił z siebie pod nadzorem strażnika 28 ampułek z kokainą (łącznie 286 gramów). Administracja więzienna odpowiada na to testami moczu, rewizjami, kupnem i szkoleniem psów wykrywających, ograniczeniem paczek, wzmożoną czujnością podczas widzeń z bliskimi, kontrolą przy powrotach pensjonariuszy z przepustek czy miejsc pracy.
Stosuje się jednak także inne metody, które powinny okazać się skuteczniejsze. W krakowskim zakładzie karnym Montelupich paroosobowej grupie skazanych, objętych specjalnym eksperymentalnym programem terapeutycznym, podaje się metadon (środek łagodzący narkotykowy głód, koszt dzienny 7 zł od osoby). Polskie więziennictwo dysponuje 10 oddziałami dla narkomanów z 360 miejscami. Cztery planowane od lat pięciu nowe placówki nie doczekały się jednak na razie z przyczyn finansowych uruchomienia.