Kiedy tata Gajdar Alijew – wahając się do końca, czy nie przedłużyć sobie jeszcze kadencji – wycofał się na 13 dni przed wyborami prezydenckimi, nikt nie miał wątpliwości, że jego następcą zostanie Alijew junior. Tak się też stało i mamy kolejną postkomunistyczną dynastię, tym razem w Azerbejdżanie. 41-letni jedynak Ilham Alijew zyskał na razie tylko 80-proc. poparcie, co świadczy o wielkim umiarze służb, które przebieg wyborów, a zwłaszcza ustalanie wyników, całkowicie kontrolowały. Wszyscy też pospieszyli gratulować delfinowi: zadowolona jest Rosja, bo Azerbejdżan, jak podczas 34 lat rządów Taty Gajdara, pozostanie przewidywalny; zadowoleni Amerykanie – bo nowe kontrakty naftowe pozostaną nienaruszone; zadowolona też Turcja – bo i nowy rurociąg zostanie nietknięty. Dla nich niedoświadczony playboyowaty Ilham to kandydat idealny, da się wodzić za nos rutyniarzom z prezydenckiego pałacu. Świąteczny nastrój popsuli zwolennicy opozycyjnego Isy Gambara, którzy ogłosili, że wybory zostały sfałszowane. Po dwudniowych krwawych rozprawach bunt został zażegnany i Baku szykuje się na uroczyste przekazanie władzy.
Polityka
43.2003
(2424) z dnia 25.10.2003;
Ludzie i wydarzenia. Świat;
s. 14
Reklama