Archiwum Polityki

Wszyscy przeciw wszystkim

Budżet jest okropny, Hausner brutalny, a zresztą – i tak nic się nie uda

Ruszyła tzw. debata budżetowa, czyli doroczna parada polityków przed elektoratem. Minister finansów Andrzej Raczko przez wiele godzin słuchał poselskich opinii na temat projektu przyszłorocznego budżetu. Niemal wszystkie były druzgocące. Przez chwilę wydawało się nawet, że dość egzotyczna koalicja czterech opozycyjnych partii (PO, PiS, Samoobrony i LPR) oraz posłów niezrzeszonych po raz pierwszy w dziejach III RP odrzuci cały projekt już w pierwszym czytaniu. Ostatecznie do tego nie doszło, bo górę wzięły obawy przed realną wówczas perspektywą wcześniejszego rozwiązania obu izb.

Projekt budżetu nie podoba się wszystkim, ale każdy wymienia swoje powody niezadowolenia. Najbardziej bodaj radykalna Platforma Obywatelska ustami posłanki Zyty Gilowskiej uznała go za „łatwy, pasywny, ...w istocie wyborczy”. PO ma za złe rządowi, że przysyła projekt z szybko rosnącym i co gorsza niedoszacowanym deficytem, który oficjalnie sięgnie aż 5,3 proc. PKB, a tak naprawdę będzie jeszcze wyższy. Nie rozumie, jak można proponować w tak trudnych czasach 20-proc. wzrost wydatków na administrację, a jednocześnie odkładać walkę z naciągaczami, którzy bez żenady okradają państwo. Nie może uwierzyć, że mając realną perspektywę katastrofy finansów publicznych za dwa lata, rząd rezygnuje z natychmiastowych i radykalnych cięć wydatków, a część z nich po prostu ukrywa. My do tej katastrofy, mówi Zyta Gilowska, ręki nie przyłożymy.

To co dla Platformy Obywatelskiej graniczy z asekuranctwem i grzechem zaniechania, Samoobrona i LPR uznają za sprzeniewierzenie się ideałom sprawiedliwości i niebezpieczny liberalizm. Te kluby nie chcą żadnego ograniczania wydatków na pomoc społeczną, zmian zasad waloryzacji rent i emerytur czy cięć wydatków, np. na rolnictwo, boją się miliardowych wydatków na unijną składkę.

Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Komentarze; s. 16
Reklama