Archiwum Polityki

Garnitury do wymiany

Politycy już dziś szykują się do nadchodzących wyborów: europejskich, prezydenckich i parlamentarnych. A im gorsze mają notowania, tym bardziej zaczynają dbać o wygląd. Towarzyszy im wszczepiana przez fachowców wiara, że zużyty wizerunek można otrzepać z kurzu i odświeżyć niczym garnitur oddany do pralni.

Marszałek Sejmu Marek Borowski zapytany na swojej internetowej stronie przez internautę – czy prawdziwe jest odczucie, iż unika on ostatnio grupowych występów w mediach i chce grać raczej solo – nie zaprzeczył; stwierdził, że woli udzielać „w miarę pełnych wyjaśnień widzom i słuchaczom”, a nie uczestniczyć w „swoistych potyczkach słownych”. To może być świadoma zagrywka – występuje sam jak mąż stanu, tak jak prezydent; oddziela się od tłumu podobnych do siebie polityków. To jeden ze stosowanych w kreacji wizerunku chwytów.

Specjaliści od marketingu mówią, że jeszcze na początku lat 90. polscy politycy zupełnie incydentalnie korzystali z doradców medialnych i speców od komunikowania się. Dzisiaj, jak niektórzy oceniają, z pierwszej setki najbardziej znanych polityków 60–70 proc. korzysta w mniej lub bardziej oficjalny sposób z porad profesjonalistów.

A ci przekonują, że choć polityka jest sztuką sprzedaży idei, to przede wszystkim samego siebie. Jeśli tak, to polscy politycy ze skutecznym handlowaniem wciąż mają spore problemy. Nie potrafią na ogół sprzedawać ani własnych poglądów, ani samych siebie. – Boją się jak ognia prawdziwego liderowania, jasnego ogłoszenia swoich zamiarów, dominuje obawa przed spaleniem – mówi jeden ze specjalistów od politycznego marketingu. – Wolą więc się wtopić w partyjne tło, zadowalając się pozycją znanej twarzy, ale pozostając w chórze kolegów. O sobie mówią „my”, a nie „ja”. Chcą być swojscy, a są niewyraziści.

Sam Borowski, aby nie być podejrzewanym o nic zdrożnego, na wszelki wypadek zadeklarował, że o prezydenturze nie myśli.

Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Kraj; s. 30
Reklama