Archiwum Polityki

Naciągacze

++

Jak na Ridleya Scotta, wyrabiającego ostatnio filmy wybitnie widowiskowe („Helikopter w ogniu”, „Gladiator”), jest to dzieło wręcz kameralne. Wprawdzie bohaterami „Naciągaczy” są tytułowi oszuści, ale reżyser mniejszą wagę przywiązuje do widowiskowości ich przedsięwzięć, większą natomiast do psychologii. Naciągaczy jest dwóch, tak jak zazwyczaj w tego rodzaju historiach. Mózgiem dwuosobowego zespołu jest Roy (Nicolas Cage), wspiera go Frank (Sam Rockwell), występując razem budzą bezgraniczne zaufanie swych nieszczęsnych klientów. Po prostu mistrzowie w swym fachu. Ale po godzinach pracy nie wszystko wygląda tak pięknie. Roy, którego widzimy w domu, jest zupełnie innym człowiekiem. To samotnik cierpiący na manię prześladowczą, który musi szukać pomocy u psychoanalityka. Aż dziw, że nerwy nie puszczają mu w czasie akcji, ale jak zobaczymy, wręcz przeciwnie – tylko wtedy zachowuje się normalnie, a zaraz potem znowu jest trzęsącym się neurotykiem. Pierwszy zwrot akcji następuje z chwilą, kiedy w ponurym domu Roya zjawia się czternastoletnia Angela, jego własna córka, z którą dotychczas nie utrzymywał kontaktów. Angela jest wyjątkowo bystrą dziewczynką, która szybko orientuje się, na czym polega specyfika pracy tatusia. Jak się okaże, niedaleko pada jabłko od jabłoni, Angela ma wybitny talent do naciągania, z czego też wkrótce zrobi użytek. Ale z oczywistych powodów nie mogę zdradzić, na czym polega drugi zwrot akcji.

Zdzisław Pietrasik

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Kultura; s. 66
Reklama