Archiwum Polityki

Pan Janusz, latający bankomat

Lichwa – stara jak pieniądz – odrodziła się właśnie w pomorskim popegeerowskim świecie, gdzie nie ma gotówki, inwestycji, pracy i wyobraźni.

Cztery lata temu Janusz P. w zachodniopomorskim Resku, powiat Łobez, objął funkcję miejskiej kasy pożyczkowej. Jako jedyny znalazł sposób na chroniczną niemożność dokonania podstawowych zakupów przez biednych mieszkańców okolicy. Jednak staje właśnie na ławie oskarżonych. W Resku zaczął się pierwszy w Polsce od lat proces o lichwę.

Janusz P. (dla znajomych Janek) poruszał się luksusowym Audi i zjawiał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Audi posiadało napęd na cztery koła, zimą przebijało się przez najcięższe wiejskie śniegi i było skuteczniejsze od pługu. Janusz przyjeżdżał, kiedy brakowało gotówki. Nie pytał o dochody z ostatnich trzech miesięcy, o żyrantów, zabezpieczenia ani o dowód osobisty. Zazwyczaj nie pytał o tożsamość, nawet gdy jej nie znał. Gwarancją zwrotu pożyczki była krążąca legenda o niejakim W., który kiedyś miesiącami nie oddawał. Sumy należne Jankowi nie były wysokie. Ot, 50 czy 70 zł. Czasem nawet 20. Jednak długotrwałe złośliwe uniki, niejasne tłumaczenia nie satysfakcjonowały Janusza P. Pewnego dnia W. zniknął bez śladu. Najodważniejsi dopowiadają, że po prostu poszedł z dymem w pobliskiej kotłowni. Nie ma na to dowodów. Oficjalnie pan Janek jest osobą bezrobotną, pięćdziesięcioletnią, po czterech odsiadkach, za to z żyłką do interesu. Pomaga konkubinie: sprowadza zza niemieckiej granicy stare lodówki. Działalność pomocową rozpoczął nie nachalnie, lecz jak mówi – spontanicznie. Najpierw pożyczył 40 zł znajomemu z dzielnicy, bo prosił. Na 50 proc. Wdzięczny znajomy oddał należne 60 zł, a zaraz potem do Janusza zaczęły schodzić całe reskie ulice. Pożyczały, oddawały dwa razy więcej i znów pożyczały, wiążąc się z P. nieusuwalnymi więzami zależności silniejszymi od głosu zdrowego rozsądku.

Prof. Tadeusz Tyszka z Polskiej Akademii Nauk, ekonomista i psycholog, nazwałby reszczan osobnikami niedoceniającymi konsekwencji odroczonych w czasie.

Polityka 43.2003 (2424) z dnia 25.10.2003; Społeczeństwo; s. 92
Reklama