Marsze, plakaty, zbiórki pieniędzy – październik upłynął pod hasłem walki z rakiem, a na apele stowarzyszeń pacjentów i licznych fundacji pospieszyło całe społeczeństwo. Na nowotwory złośliwe umiera co piąty Polak. Przyczyny tego tkwią przede wszystkim w zbyt późnym wykrywaniu raka, co często obciąża sumienie lekarzy, którzy nie potrafią w porę rozpoznać choroby i zwlekają z rozpoczęciem właściwego leczenia. Dlatego środowisko onkologów wydało jęk rozpaczy na wieść o planowanych cięciach w liczbie zajęć z onkologii na studiach medycznych. W wielu uczelniach przyszli lekarze mają dziś przez 6 lat studiów niewiele ponad 60 godzin zajęć z onkologii, ale zakusy resortu zdrowia są takie, by oszczędzając na pensum dydaktycznym dla nauczycieli akademickich ograniczyć ten wymiar do 40 godzin. – I w tym muszą się zmieścić nauka podstaw onkologii, chirurgia onkologiczna, radioterapia, a nawet medycyna paliatywna – wylicza prof. Wiesław Jędrzejczak z warszawskiej Akademii Medycznej. – Nie każdy lekarz powinien leczyć raka, ale każdy musi wiedzieć, gdzie skierować chorego z wczesnymi objawami nowotworu.
Rada Główna Szkolnictwa Wyższego zapozna się w tym tygodniu z zaproponowanymi przez Konferencję Rektorów standardami nauczania w uczelniach medycznych. Dla higieny i medycyny sądowej zaproponowano 50 godz., dla radiologii 80 godz. Onkologom trudno się zgodzić, by nauczanie tych przedmiotów było pilniejsze niż nauczanie onkologii. Studenci medycyny także krytycznie oceniają ten pomysł. A i pacjenci, zamiast uczestniczenia w marszach i zbiórkach pieniędzy na rzecz walki z rakiem, woleliby zapewne mieć do czynienia z lepiej wykształconymi lekarzami.