Archiwum Polityki

Damy, ale dajcie zarobić

Świat chciałby pomóc Irakowi, ale nie amerykańskim koncernom

Przez moment główny front wojny irackiej przebiegał w Madrycie. Przedstawiciele 70 państw i organizacji międzynarodowych obradowali tam nad odbudową Iraku, a konkretnie rozmawiali o pieniądzach. Według szacunków Banku Światowego i ONZ potrzeba na to przedsięwzięcie przynajmniej 55 mld dol. Stany Zjednoczone zadeklarowały 20 mld. Kto i co jest jeszcze skłonny zaofiarować? – to spodziewano się usłyszeć w Madrycie. Konferencja miała przy okazji pokazać, jak zmieniło się nastawienie świata w kwestii irackiej po długo oczekiwanej – i przyjętej jednomyślnie – rezolucji Rady Bezpieczeństwa, która uczyniła z odbudowy Iraku kwestię międzynarodową. Sekretarz generalny Kofi Annan apelował w Madrycie o hojność, podkreślając, że choć „wszyscy czekamy na jak najszybsze ustanowienie suwerennego rządu irackiego”, nie można zwlekać z rozpoczęciem odbudowy aż do tego czasu.

Wbrew sceptykom, konferencja w Madrycie przyniosła owoce. W sumie zebrało się około 13 mld dol. Jeśli dodać 20 mld, które ma przyznać Kongres USA, będzie to więcej, niż jakikolwiek kraj otrzymał dotąd w historii w ramach pomocy międzynarodowej. Głównie jednak proponowano kredyty, choć dla i tak już zadłużonego po uszy Iraku (300 mld dol.) darowizny liczą się bardziej.

Niektóre państwa (tradycyjnie proamerykańska Japonia – 1,5 mld pomocy plus 3,5 mld kredytów), jak również instytucje międzynarodowe, w których Stany Zjednoczone wiodą prym (Bank Światowy – ponad 3 mld), okazały się bardziej hojne niż Unia Europejska (ok. 800 mln dol). Francja i Niemcy łożą tylko za pośrednictwem UE. „Nie można oczekiwać, żeby podatnicy europejscy, którzy byli przeciwnikami interwencji wojskowej, z entuzjazmem wydawali pokaźne sumy na Irak” – uzasadniał Chris Patten, komisarz do spraw zagranicznych UE.

Polityka 44.2003 (2425) z dnia 01.11.2003; Komentarze; s. 17
Reklama