Archiwum Polityki

Ludzie, których znam

++

Stara hollywoodzka zasada, że film powinien kończyć się happy endem, coraz częściej bywa w fabryce snów łamana, na co z pewnością miała wpływ radykalna zmiana nastroju Amerykanów po 11 września. Zaskakująco szczery i przygnębiający dramat Dana Algranta „Ludzie, których znam” o życiowej klęsce Eli Wurmana, idealisty, nowojorskiego speca od reklamy, wykorzystywanego i oszukiwanego przez mocodawców, mówi wiele o frustracji pokolenia ludzi odpowiedzialnych – w sensie moralnym – za tę katastrofę. Zmęczony ciągłym nadskakiwaniem pozbawionym skrupułów politykom i gwiazdom Wurman (popisowa rola Ala Pacino) przegapia moment, w którym staje się ich marionetką. Jeszcze bardziej pogrąża się w świat narkotyków i alkoholu, co doprowadza do tragedii. Angażując się w zorganizowanie imprezy dobroczynnej na rzecz bezprawnie przetrzymywanych w więzieniu Nigeryjczyków, Wurman nie jest w stanie zapobiec cynicznej grze mającej na celu zatuszowanie morderstwa i skandalu obyczajowego na najwyższych szczeblach władzy. Wurman reprezentuje przegraną generacji dzieci-kwiatów – z ich dawnego entuzjazmu i wiary w uzdrowienie porządku publicznego nie zostało nic. Można powiedzieć – niezły przykład amerykańskiego kina moralnego niepokoju z gwiazdorską obsadą. W roli pocieszycielki Pacino oglądamy odmłodzoną Kim Basinger, a w tle pojawia się równie piękna Tea Leoni, grająca prostytutkę z wyższych sfer.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 44.2003 (2425) z dnia 01.11.2003; Kultura; s. 58
Reklama