Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Dyplomacja grupowa

Do Libii wyruszyli nasi posłowie z grupy parlamentarnej arabskiej zachodniej. Między 6 a 11 listopada zaplanowano ich spotkanie z tamtejszymi parlamentarzystami, przedstawicielami przedsiębiorców oraz złożenie kwiatów pod Tobrukiem – w miejscu słynnej bitwy II wojny światowej. – Jak ktoś nie chce zauważyć, że Libia się rozwija, to ocenia nasz wyjazd krytycznie – narzeka przewodniczący grupy Jan Szymański z SLD. – A przecież Muammar Kadafi zmienia wizerunek, załatwia sprawę Lockerbie i próbuje zbliżać swój kraj do cywilizowanych państw. Poseł Szymański liczy, że spotkanie z naszymi reprezentantami (m.in. z Waldemarem Borczykiem z Samoobrony) zachęci Libijczyków do demokracji. Takie serdeczne wizyty są jednak często wykorzystywane przez gospodarzy jako listek figowy. – Grupy bilateralne i regionalne w parlamencie to rodzaj swatki – mówi Piotr Gadzinowski z SLD, szef grupy polsko-chińskiej. Wyjazd jej członków do Chin także wzbudził na początku roku głośne sprzeciwy. Na wiosnę zamierzają jednak ponownie objechać Państwo Środka.

Grup bilateralnych (współpracujących z jednym krajem) lub regionalnych (współpracujących z kilkoma państwami) jest w parlamencie 36. Są standardowe, jak polsko-niemiecka czy polsko-rosyjska, ale istnieje też np. grupa Australii i Oceanii (przewodnicząca Hanna Gucwińska z UP). Z zasady ich członkowie wyjeżdżają za sejmowe pieniądze raz w kadencji. Szczególny jest przypadek sympatyków Tajwanu, którym przewodzi Marcin Libicki z PiS. Ponieważ oficjalnie nie uznajemy tego państwa, nie mogą się zrzeszyć w grupę, lecz tworzą zespół. Z wizytami jeżdżą na koszt gospodarzy.

Polityka 46.2003 (2427) z dnia 15.11.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 12
Reklama