Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ekonomia ludowa

Panie premierze Hausner. Nie wierzę w skuteczność konsultacji społecznych na temat cięć budżetowych. Tego nie da się z ludźmi wydyskutować. Trzeba ciąć, nawet gdy inni będą gwizdać.

Rząd znalazłszy się, gdy chodzi o stan finansów publicznych, blisko sytuacji krytycznej, przedstawił propozycję jej uzdrowienia, polegającą – bez wdawania się w szczegóły – na poważnym zmniejszeniu wydatków państwa, czyli na obniżeniu jego szczodrobliwości wobec wielkich grup społecznych. Teraz mają się odbyć konsultacje społeczne, czyli „rozmowa rządu z masami”, włącznie z takimi znanymi z przeszłości chwytami jak bezpośredni dialog wicepremiera z obywatelami przez telefon i tak dalej. Rozumie się, że ma to doprowadzić do rodzaju zgody na plan Hausnera i zminimalizować złe reakcje społeczne oraz szkody dla rządzącej większości w razie jego wprowadzenia. Sądzę, że konsultacje są przykrywką mającą uzasadnić odsunięcie programu do 2005 r.

Sądzę też, że konsultacje albo rozmyją plan i przez to poprawią jego wizerunek, lecz popsują skuteczność, albo nie rozmyją planu i wtedy jego odbiór społeczny będzie taki sam jak przed konsultacjami lub gorszy, bo „jak to, nagadaliśmy się i nic z tego”? Hausner wdaje się nie w dialog, lecz w wojnę ze zjawiskiem, które nazywam ekonomią ludową, w sytuacji, w której ona zawsze wygrywa rywalizację o opinię publiczną.

Trochę przykładów z historii. W 1947 r. wskutek finansowania wydatków państwa przez druk pieniędzy zaczęły szybciej rosnąć ceny. Winnym był rząd, bo to on swoimi działaniami ceny windował. Oburzenie ludzi padło jednak na sklepikarzy, bo to oni zmieniali etykietki z cenami. Komuniści, planując rozprawę z prywatnym handlem, przychylili się do woli ludu, która tym razem zagrała na ich konto i wprowadzili ceny maksymalne. Dostali oklaski. Ale towar zaczął znikać ze sklepów. To jeszcze bardziej oburzyło, a sklepikarze w oczach stojących w kolejkach przekształcili się w spekulantów.

Polityka 46.2003 (2427) z dnia 15.11.2003; kraj; s. 36
Reklama