Archiwum Polityki

Jesień Dybuków

Opowiadano mi kiedyś o sklepiku w dzielnicy ruder, walących się domów, kocich łbów, na których zwichnąłby nogę nawet kot w butach, targanych podmuchami wiatru parkanów i latarni pokrytych rdzą. Na drzwiach sklepiku widniał koślawy napis: „Otwarte przez pomyłkę”. Nie, to wcale nie jest metafora, sytuacyjny skrót odnoszący się do rzeczywistości. Wydaje mi się jednak, że znalazłoby się u nas sporo takich sklepików: właściciele czekają na klientów, spoglądając na jesienny krajobraz. Mimo upływu lat niewiele się zmienił. Nadal przypomina ten z wiersza Tuwima:

Delegacja obywatelska
Deklaruje znaczne ofiary,
Reprezentant nauczycielstwa
Do katedry wiezie sztandary.
Proletariat zorganizował
Wiec masowy za rewolucją,
Właśnie idzie kadra szturmowa
Z transparentem i rezolucją.

Wszystko się zgadza. Pokropki sztandarów, rezolucje i transparenty, wiece i protesty, reanimowana przez taksówkarzy walka, tym razem – kasowa, spadające jak liście nowe podatki i łzy polityków zmuszanych do wyrzeczenia się trzynastek, by uspokoić szemrzących, że bogaczom po wypadnięciu mleczaków wyrzynają się złote zęby. Coraz trudniej zadowolić tych szemrzących i wiecznie niezadowolonych.

– Dlaczego pan wszczął bójkę na ulicy? – pyta stróż prawa.
– A co, czy stać mnie na restaurację – pada harda odpowiedź.

Niezadowolenie, dające o sobie znać w sondażach, przeniosło się nawet w rejony cmentarne.

– Panie, powiedz pan, czy tak powinno być – dorwał żałobnika grabarz. – Ten leży, tamten zasnął w Panu, ów śpi snem wiecznym. Wychodzi na to, że tylko ja jeden muszę arbajtować.

Świadomie wspomniałem o grobownictwie, alejkach, którymi przechadza się metafizyka pod rękę z wiarą, że zmarli nie opuszczają nas, odzywają się głosami zaświatowców, napominając i oskarżając żyjących.

Polityka 46.2003 (2427) z dnia 15.11.2003; Groński; s. 101
Reklama