(...) Rywin poniósł klęskę, gdy tylko usta otworzył. Z czego wyniknęła ta natychmiastowa katastrofa? Jej bezpośrednim powodem było powołanie się przez Rywina na Millera przed Michnikiem. Tylko człowiek nieświadomy zażyłości tych dwóch panów mógł użyć takiego blefu!
Jak to możliwe, że człowiek obracający się tak wysoko i w tym środowisku przegapił ten fakt zażyłości. Widocznie nie tak wysoko i nie tak często się obracał. Musiało tak się zdarzać, że akurat go nie było albo się spóźnił, albo się akurat odwróciłi nie widział, jak się panowie M. and M. witają, żegnają etc. Mało prawdopodobne, ale możliwe.
Wielkie katastrofy zdarzają się właśnie wtedy, gdy zajdzie mało prawdopodobna okoliczność. Przypuśćmy przykładowo, że szansa, iż osoba z towarzystwa przegapiła bezpośrednie stałe zażyłe kontakty redaktora i premiera to 1/100. Na sto osób może jedna – Rywin – właśnie doznała takiego oślepienia.
Rozważmy hipotezę, że Rywin sam poszedł do Michnika i zdecydował powołać się na premiera. Szansa 1/100. (Nie jest wykluczone, że gdyby Rywin znał te stosunki, użyłby bardziej wyrafinowanego blefu. Np.: „Słuchaj Adam, Miller obiecał wam ustępstwa. I one w Rządzie przejdą. Ale większość wpływowej lewicy jest z tego niezadowolona. Buntują się i uwalą sprawę w Sejmie, chyba że dostaną pieniądze. Wtedy nie tylko nie będą działać przeciw, ale nawet pomogą przepchnąć autopoprawkę”. Odróżnienie, czy to blef, czy prawda, nie byłoby dla Michnika łatwe. Tym bardziej że takie nastroje naprawdę panowały!). Gdyby dwie osoby miały uknuć taki pomysł, obie musiałyby należeć do wąskiego grona zaślepionych. Prawdopodobieństwo 1/10000. A cztery? 1/100000000 itp. Któraś z tych ewentualności miała miejsce.