Archiwum Polityki

Wasz szyld, nasz interes

Dobry pomysł to w biznesie połowa sukcesu. Kto go nie ma, może kupić. Wybór pomysłów jest ogromny, a ceny zróżnicowane. Biznes według kupionego pomysłu nazywa się franczyzą.

Wszystko zaczyna się niespodziewanie. W firmie, która odniosła rynkowy sukces i jest na fali, pojawia się nagle przedsiębiorca z pytaniem, czy nie mógłby się przyłączyć do interesu. Nie zamierza być wspólnikiem ani akcjonariuszem, interesuje go prowadzenie w rodzinnym mieście własnej firmy, ale pod znanym szyldem. Chce kupić prawo do popularnej marki i działać według metody, która już się sprawdziła. Innymi słowy chce zawrzeć umowę franczyzową.

Taka propozycja wywołuje często konsternację. Wiele polskich firm w swych planach rozwojowych nie zakłada tworzenia sieci franczyzowych, jednak rosnące zainteresowanie skłania je do zmiany zdania. Tak się stało ze starą warszawską firmą cukierniczą A. Blikle, która od połowy XIX w. prowadziła rodzinną cukiernię i kawiarnię przy ulicy Nowy Świat. W 1990 r. pojawił się tu łódzki przedsiębiorca z mocnym postanowieniem stworzenia u siebie sklepu z wypiekami Bliklego. Jak przyznaje dyr. Łukasz Blikle (piąte pokolenie w cukierniczym biznesie), nie wiedziano, jak potraktować tę propozycję. Ostatecznie łódzki przedsiębiorca dostał zgodę na uruchomienie sklepu Bliklego, ale musiał się codziennie sam zaopatrywać w warszawskiej cukierni, początkowo płacąc ceny detaliczne. To wydarzenie uświadomiło prezesowi spółki prof. Andrzejowi Blikle, że renoma rodzinnej cukierni wykracza poza granicę Warszawy. Potwierdziły to badania opinii publicznej.

– Okazało się, że znajomość marki Blikle w dużych ośrodkach miejskich przekracza 70 proc. – wyjaśnia Łukasz Blikle.

Dziesięć lat temu zapadła decyzja o rozwoju firmy. Z Nowego Światu przeniesiono pracownię cukierniczą na warszawski Ursynów znacznie ją powiększając. Zaopatruje ona sieć firmowych sklepów z wypiekami – w stolicy własnych, poza nią franczyzowych.

Polityka 3.2004 (2435) z dnia 17.01.2004; Gospodarka; s. 40
Reklama