Archiwum Polityki

To się kupy nie trzyma

Pan Juliusz Braun pisze o telewizji publicznej [„Emisja z misją”, POLITYKA 49/03]. Zastanawiam się coraz częściej, co dostaję za płacony abonament. Wpierw zmusza się mnie do tracenia czasu na reklamy. Film w piątek, sobotę po dwudziestej to wojenno-gangsterska sieczka odgrzewana już któryś raz. Raz na miesiąc jest film, który coś zostawia w pamięci. Poniedziałkowy teatr prawie zlikwidowany i o takiej porze, że nie mogę oglądać, bo zasypiam. Wiadomości to 15 afer krajowych. Europa to Unia. Świat – wojna w Iraku. Jak Afryka, to tylko AIDS i nędza.

Parę dni byłem chory i próbowałem znaleźć coś godnego uwagi przed południem i nie udało mi się. Przygotowujemy się do wejścia do Unii, ale żadnego kursu języka angielskiego, żadnych filmów w wersji oryginalnej. Gdzie profesor Januszajtis, Żakowski z kursem przygotowawczym na wyższe uczelnie. A podobno tyle ludzi się kształci? Za to jak bym się chciał śmiać, to rzeczywiście przez cały dzień, jeszcze mi mówią kiedy. Polska telewizja nie ma żadnej misji i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. (...) Z jakichś powodów nie zapłaciłem raty abonamentu radiowo-telewizyjnego. Przyszło pisemne upomnienie. Nie mogłem wyjść ze zdumienia, jak to możliwe, że gdy przeszło 50 proc. obywateli nie płaci abonamentu, ktoś mnie upomina. Na towarzyskiej imprezie zrobiłem sondę, kto płaci abonament radiowo-telewizyjny. Na sześć rodzin płacą dwie. To ja wypełniam misję, nie Polska Telewizja. 20 lat temu w bogatej BBC niewidoczny spiker zapowiadał program, u nas robi to armia pięknych pań. Może dałoby się nieco taniej, z mniejszym zadęciem, a z prawdziwą misją.

Jerzy Scholz

Polityka 3.2004 (2435) z dnia 17.01.2004; Listy; s. 91
Reklama