Archiwum Polityki

Ciężka ulga

Posłowie AWS - mimo protestów Leszka Balcerowicza i Unii Wolności, a z pomocą opozycji - przegłosowali podatkowe ulgi prorodzinne. Zwiększając lekką ręką i właściwie od niechcenia wydatki państwa tak, że zachwiała się konstrukcja budżetu. Trzeba było więc gwałtownie przerwać głosowanie nad całością ustaw podatkowych - i pospiesznie szukać wyjścia z sytuacji.

W tamtym głosowaniu zmniejszono też budżetowe wpływy, ponieważ zjednoczonymi siłami związkowych ugrupowań AWS i SLD postanowiono zwolnić z opodatkowania związkowe składki, a także wszystkie wypłacane zasiłki. Tak więc z jednej strony wprowadzono bezpodatkowe zasilanie związków, z drugiej wygodny, bezpodatkowy wypływ pieniędzy z kasy. Wystarczyłoby teraz założyć jakiś związek zawodowy, ustanowić wysokie składki i równie wysokie związkowe zapomogi, aby wieść przyjemny żywot bezpodatkowy.

Gdy spokojnie, bez kuluarowego podniecenia, które w piątek 6 listopada zapanowało na Wiejskiej, przeanalizować to, co się stało w trakcie głosowania ustaw podatkowych, to bez przesady można uznać, że rząd uchwalił sobie wotum nieufności. Przy walnym udziale największego ugrupowania, które ten rząd wyłoniło. Spośród 169 posłów AWS biorących udział w głosowaniu 147 wymówiło rządowi Jerzego Buzka posłuszeństwo, poparło go zaledwie 10 posłów, 12 wstrzymało się od głosu, 18 na wszelki wypadek w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu. W dodatku sam rząd nie miał zdania, czy warto siebie popierać, skutkiem czego czterech ministrów (Kazimierz Barczyk, Kazimierz Kapera, Romuald Szeremietiew, Krzysztof Tchórzewski) opowiedziało się przeciwko gabinetowi Jerzego Buzka, dwóch (Janusz Pałubicki i Wiesław Walendziak) wstrzymało się od głosu, reszta, na przykład ministrowie Wojciech Arkuszewski czy Longin Komołowski, wolała nie używać maszyny do głosowania i udawała, że jej nie ma. Faktycznie więc rząd zdymisjonował się sam.

Po głosowaniu i wielogodzinnych nerwowych przerwach, w trakcie których jedynie premier utrzymywał, że nic się właściwie nie stało (podobno do momentu, gdy Henryk Goryszewski, przewodniczący Komisji Finansów Publicznych, walczący jak lew o racjonalność wydatków z państwowej kiesy, wyjaśnił mu, że jednak stało się coś bardzo niedobrego), ogłoszono, że koalicja znalazła się w poważnym kryzysie.

Polityka 46.1998 (2167) z dnia 14.11.1998; Wydarzenia; s. 18
Reklama