Archiwum Polityki

Prowincja

NULL

W okolicach wyborów samorządowych w publicznym mówieniu podnosi się ranga jednego z pojęć, które na co dzień ma zdecydowanie zabarwienie pejoratywne. Chodzi o pojęcie prowincji. Schlebiając lokalnym wyborcom politycy i ich media podkreślają urodę i wartości związane z małymi ojczyznami.

Nie widzę nic fałszywego w powyższym rozumowaniu, ale przyznaję, że równie prawdziwe jest określenie przeciwne - prowincja to często zacofanie, ograniczoność horyzontów, dusząca atmosfera nienaruszalnych układów. Prowincja jest z natury bardziej zasiedziała, a więc mniej podatna na zmiany, a zmiany nie zawsze prowadzą do lepszego. Z drugiej strony dobrze zgrane małe społeczności mają czasem większą dynamikę, niż bezwładne wielkie aglomeracje pozbawione sąsiedzkich więzów - każde z powyższych przeciwstawień prowadzi do ilustracji dialektycznej jedności przeciwieństw, więc pozostawię je w tym miejscu licząc, że zanotują państwo, że o prowincji można równie prawdziwie pisać i dobrze, i źle.

Resztę moich rozważań chciałbym poświęcić temu złemu rozumieniu prowincjonalności. Używamy go wtedy, gdy gdzieś brakuje rozmachu myśli, szerokości ducha, głębi oddechu i intelektualnej odwagi. W sztuce prowincjonalny jest utwór, który głosi bezpodstawnie uniwersalny charakter jakichś prawd lokalnych, nieprzystających do doświadczeń innych obszarów kultury. Nie jest natomiast prowincjonalny utwór, który w jakiejś specyficznej rzeczywistości potrafi uchwycić mądrość, która dotyczy ludzi żyjących daleko i inaczej.

W polskiej kulturze wielekroć spotykaliśmy się z zarzutem, że jesteśmy prowincjonalni i działo się to wtedy, kiedy powielając obce wzory nie umieliśmy im nadać ani uniwersalnego rozmachu, ani wartościowej lokalnej specyfiki.

Polityka 46.1998 (2167) z dnia 14.11.1998; Zanussi; s. 105
Reklama