Archiwum Polityki

Przymusowy angielski?

Wprowadzenie przedmiotu „angielski jako narzędzie komunikacji międzynarodowej”, obowiązkowego we wszystkich francuskich szkołach począwszy od drugiej klasy podstawówki, zaproponowała Komisja Debaty Narodowej nad Przyszłością Oświaty, kierowana przez Claude’a Thelota. I pomysł ten od razu narodową debatę wywołał. Zwolennicy (w tym premier Raffarin) są zdania, że nie ma odwrotu: globish, uproszczony globalny angielski, to dziś lingua franca. Skoro 94 proc. uczniów na którymś etapie – w szkole lub poza – uczy się angielskiego, to zróbmy to powszechnie i solidnie. Przeciwnicy (w tym prezydent Chirac) kontratakują, że skoro nawet Francuzi nauczą się porządnie angielskiego, to po co w ogóle na świecie francuski? A co z niemieckim, co z bretońskim czy korsykańskim, co z hiszpańskim i z arabskim? Czy angielski do reszty nie wyprze ich ze szkół i z użytku? I to jaki angielski? Daleki od mowy Szekspira Airoport English? 1500 słów plus uproszczona gramatyka? – protestują na zapas nauczyciele angielskiego. Przy okazji pada wiele ważnych słów i myśli dotyczących edukacji i globalizacji. Przydałaby się taka debata i u nas.

Polityka 45.2004 (2477) z dnia 06.11.2004; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 16
Reklama