Archiwum Polityki

Feliks (z) Łaski

Byliśmy w stołecznym hotelu Bristol, gdzie odbyła się dekoracja warszawskich artystów Feliksami, nagrodą ufundowaną przez możnego mecenasa sztuk z Londynu Feliksa Łaskiego. Uroczystość była podniosła, na sali kwiat (a właściwie bukiet kwiatów) aktorstwa polskiego, widownię zaś najbardziej rozpalał turniej anegdot opowiadanych przez nagrodzonych. Poważny zazwyczaj Jerzy Jarocki (Feliks dla najlepszego reżysera) zaryzykował opowieść z czasów pobytu w Moskwie, łączącą się w pewien sposób z nazwiskiem darczyńcy. Kiedy śpiesząc się na lotnisko zatrzymał w końcu taksówkę, siedząca obok kierowcy dama zapytała: – Gospodin, wam nie nużna żenskaja łaska? Jarocki odpowiedział, że może następnym razem, do czego jednak wciąż jeszcze nie doszło. Anegdotę ściśle teatralną opowiedział Damian Damięcki (nagroda za najlepszą rolę męską drugoplanową), dotyczyła ona wizyty na „Poruczniku z Inishmor” niewidomego z psem. Otóż powstała obawa, że pies zacznie szczekać, tym bardziej że w sztuce tej słychać często miauczenie kota. Pies zachował się jednak kulturalnie, „śledząc kreacje moich kolegów” – dodał skromnie Damięcki.

Gustaw Holoubek odbierający Feliksa w imieniu Piotra Fronczewskiego (najlepsza pierwszoplanowa rola męska) powiedział tylko dość enigmatycznie, że nie może powtórzyć tego, co powiedziałby sam laureat, a widownia zanosiła się tak długo śmiechem, że aż mistrz ceremonii Jerzy Koenig musiał ogłosić krótką przerwę. Anegdotą, niestety nie nową, błysnął dyrektor stołecznego biura teatrów Janusz Pietkiewicz, zapewniając, że prezydent Lech Kaczyński bardzo chciał być tego wieczora z artystami teatru, ale nie mógł.

(zp)

Polityka 45.2004 (2477) z dnia 06.11.2004; Kultura; s. 67
Reklama