Gdy przez trzy tygodnie byływ niewoli, nazywano je „aniołamipokoju”. Peany na temat ich pracyhumanitarnej wygłaszali politycywszystkich opcji, a prasa prześcigałasię w wymienianiu ich zasług dlaodbudowy irackiej oświaty i pomocychorym. Ale entuzjazm, jakizapanował w całych Włoszech, gdySimona Pari i Simona Torretaodzyskały wolność, trwał krócej, niżktokolowiek mógł się spodziewać.Większość gazet nie może dziśwybaczyć wolontariuszkom, że popowrocie do ojczyzny od razu wyraziływdzięczność całemu światumuzułmańskiemu za solidarność,a trzeba im było przypominać, abypodziękowały włoskiemu rządowii Czerwonemu Krzyżowi, którymzawdzięczają uwolnienie. Jeszczewiększa polemika rozgorzała natemat ewentualnego okupu, jakizostał za nie zapłacony. A już prawdziwąburzę wywołały ich poglądy.Media wytykają im, że żądają tegosamego co terroryści: wycofania obcychwojsk z Iraku i tak jak oni nazywająirackiego premiera marionetkąw rękach Amerykanów. Pochwalająza to iracki ruch oporu i chcą jaknajszybciej wrócić do Iraku. Po takiejfali krytyki pewnie będą do tegozmuszone. Dziennik „Libero” już zadeklarował,że gdyby znów zostałyporwane, zapłaci za nie okup.
Polityka
41.2004
(2473) z dnia 09.10.2004;
Ludzie i wydarzenia. Świat;
s. 18
Reklama