Archiwum Polityki

Ślepy gniew pana prezydenta

Dwa tygodnie temu opisaliśmy przypadek pielęgniarki Marii Machery, która w Szpitalu Bielańskim zwróciła uwagę prezydentowi Warszawy Lechowi Kaczyńskiemu, że zachowuje się niewłaściwie. Po kilku dniach została zwolniona z pracy.

Towarzysząca Kaczyńskiemu Ewa Zadrzyńska w liście do naszej redakcji tak opisała sytuację, w jakiej prezydent znalazł w szpitalu swoją znajomą: „Leżała w pokrwawionej sukience na łóżku, w kilkuosobowej sali, przyciskając do piersi przesączony krwią ręcznik. Jedna z chorych próbowała jej pomóc. (...) W tym czasie dwie lub trzy pielęgniarki gawędziły wesoło na korytarzu. (...) Gawędząca z koleżankami pielęgniarka, kiedy chory ma krwotok, nie powinna wykonywać swojego zawodu”.

Problem polega na tym, że z pracy wyrzucono Marię Macherę, która nie „gawędziła na korytarzu”. Tej nocy dyżurowała na męskiej chirurgii, a na oddział kobiecy ściągnęły ją odgłosy awantury, ujrzała wściekłego Lecha Kaczyńskiego. – Podnosił głos, miotał się po korytarzu, omyłkowo wpadł do innej sali z chorymi kobietami – relacjonuje pielęgniarka Katarzyna Z. – Pani Machera zapytała go spokojnym głosem, dlaczego tak się zachowuje. To wywołało z jego strony jeszcze większą agresję. Zagroził jej, że zapamięta ten dzień do końca życia.

Marię Macherę zmuszono do odejścia z pracy pod pretekstem złego zachowania, ale nie wobec Lecha Kaczyńskiego, tylko dyrektor szpitala Ewy Żydowicz-Muchy. Przynajmniej tak brzmiała oficjalna wersja. Tymczasem Kaczyński na łamach „Życia Warszawy” i w Radiu Zet bez owijania w bawełnę wyznał, że to on kazał wyrzucić pielęgniarkę na bruk. „Ta pani przez kilka godzin nie zainteresowała się mocno krwawiącą kobietą, a po drugie zachowała się w sposób skrajnie arogancki” – mówił w Zetce.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama