Adam Szostkiewicz: – Z przekazów telewizyjnych wynika, że w Iraku rozkręca się spirala strachu, przemocy i zniszczenia. Jak prawdziwy jest ten obraz?
Ghazi Adżil Al-Jawer: – Jesteśmy głęboko rozczarowani tymi mediami, które czerpią przyjemność z wypaczania obrazu sytuacji w naszym kraju. Nigdy nie donoszą o tym, że w Bagdadzie zawiera się codziennie tysiąc związków małżeńskich, że rodzi się tam codziennie dziesięć tysięcy dzieci, że ludzie chodzą do restauracji, odprowadzają dzieci do szkoły, toczy się życie. Póki płyną Tygrys i Eufrat, naród iracki będzie żył, nie tracąc nadziei na lepszą przyszłość. Z pomocą Bożą ona wkrótce nadejdzie.
Arabski dziennik z Londynu porównał nowe irackie władze do rządu Hamida Karzaja w Afganistanie – słabi i podpierani przez Amerykanów.
Sprawię zawód tej gazecie. Nie kontaktowałem się z żadnym przedstawicielem USA do kwietnia 2003 r. Pochodzę z wybitnego rodu irackiego, przewodzącego od 800 lat zarówno szyitom, jak sunnitom i mającego doskonałe stosunki z Kurdami; można rzec, że wyssałem politykę z mlekiem matki. Ci panowie lubują się w teoriach spiskowych, a nasz region kojarzy im się wyłącznie z krwią i kindżałem; uważają, że zawsze będziemy się wlec w ogonie historii.
Jak zatem widzi pan prezydent przyszłość Iraku?
Wierzę w demokrację i w mój naród – a przy tym jestem biznesmenem odnoszącym sukcesy. Jako szef w firmie telekomunikacyjnej zarabiałem dziennie tyle, ile teraz zarabiam miesięcznie jako głowa państwa. Rozstałem się z biznesem dla sprawy Iraku, bo uważam, że każdy Irakijczyk powinien spłacić swój dług wobec ojczyzny. Bogu dzięki jestem zamożny, nie potrzebuję władzy; zależy mi na tym, by moje dzieci i wnuki były dumne, że noszą nazwisko człowieka, który służył krajowi w bardzo trudnym czasie.