Archiwum Polityki

The Football Factory

++

Chuligańskie wybryki pseudokibiców rzadko są tematem filmów fabularnych. Zwykle opowiadają o tym dokumenty z zacięciem społecznym, które analizują plagę pod kątem patologicznych zachowań subkultur młodzieżowych. Początkujący brytyjski reżyser Nick Love w dramacie „The Football Factory” też nie unika publicystycznego komentarza. Jednak jego celem jest sportretowanie przemocy piłkarskich fanatyków z perspektywy bardziej osobistej. Akcja filmu skupia się na losach żłopiącego hektolitry piwa, znudzonego dwudziestolatka, który jest zagorzałym kibicem Chelsea. W jednej z bijatyk podpada wodzowi ekipy Millwall – klubu z południowych dzielnic Londynu, co kończy się dla niego tragicznie. Niewinny z pozoru spór zamienia się w ciąg dzikich porachunków, przypominających regularną wojnę toczoną na ulicach. Agresja szalikowców ukazana jest ostro, z detalami, w rytm towarzyszącej jej ogłuszającej muzyki. Film nie gloryfikuje jednak przemocy. Ambicją jego twórców jest w miarę atrakcyjna opowieść o twardej, męskiej kulturze; o lojalności i innych wartościach, jakimi rządzi się ten osobliwy światek. Poziom aktorstwa nie zachwyca (z wyjątkiem Dudleya Suttona grają mało znani aktorzy). Szybkie, teledyskowe tempo wprowadza niepotrzebny dystans, ale film spełnia chyba pożyteczną funkcję – przestrzega przed konsekwencjami piłkarskiego chuligaństwa, pytając: czy było warto?

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Kultura; s. 65
Reklama