Archiwum Polityki

Mam podwójne życie

Rozmowa z Ryszardem Kapuścińskim o Herodocie, podróżach i sposobach opisu świata 

Katarzyna Janowska: – Obawiam się, że kiedy odwiedzę pana następnym razem, nie będziemy mieli gdzie usiąść. Książki zajmują już nie tylko półki, ale większą część podłogi. Musi pan chyba chodzić między nimi slalomem?

Ryszard Kapuściński: – Ciągle ich przybywa. Nie potrafię tego powstrzymać.

Kiedy pan znajduje czas na czytanie tego wszystkiego? Pokój znika pod czasopismami w kilku językach: angielskim, hiszpańskim, polskim. Widzę, że pod ręką ma pan książkę o Grecji. Nie ma pan już dość starożytności po napisaniu „Podróży z Herodotem”?

To bardzo ważna praca Thomasa Martina, amerykańskiego historyka. Przyznam się pani, że pisząc książkę o Herodocie, zyskałem nową pasję: dzieje starożytnej Grecji.

Pańska książka o Herodocie zaczyna się od opowieści o tym, jak Ryszard Kapuściński, początkujący reporter, w latach 50. marzył o przekroczeniu granicy, choćby z Czechosłowacją. Przekroczyć granicę i zaraz wrócić – dziś takie marzenie wydaje się dziwne.

W dobie, gdy rocznie 600 mln ludzi podróżuje, trudno sobie wyobrazić, że jeszcze nie tak dawno znaczna część świata była pozamykana na cztery spusty. Ograniczenia dotyczyły nie tylko wyjazdów za granicę, ale możliwości poruszania się wewnątrz niektórych krajów. W Związku Radzieckim ciężarówka musiała mieć na plandece wielki napis, skąd i dokąd jedzie. Kołchoźnicy nie posiadali dokumentów. W drugiej połowie XX wieku obowiązywało ich średniowieczne prawo przypisania do ziemi. Dla mojego pokolenia zagranica była symbolem czegoś nieosiągalnego. Pamiętajmy, że w tym czasie nie było jeszcze telewizji. Mogliśmy sobie tylko wyobrażać, jak wygląda świat. Dlatego tak bardzo pragnąłem go zobaczyć.

Pamiętam scenę z filmu dokumentalnego o panu.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Kultura; s. 68
Reklama