Archiwum Polityki

Nie żyliśmy z książek

Od kilku tygodni prasa zajmuje się historią domniemanego agenta SB – Henryka Karkoszy. „Polityka” jako jedyna rzetelnie przedstawiła całe uwikłanie prawne człowieka pomówionego o agenturalność, a nie będącego osobą publiczną w rozumieniu ustawy lustracyjnej, pozwalając czytelnikom zrozumieć istotę dzikiej lustracji [art. Piotra Pytlakowskiego „Heniek z twarzą Moniki”, POLITYKA 36]. I chwała jej za to.

Jako współwłaściciel wydawnictwa Oficyna Literacka pozwalam sobie na marginesie tej sprawy zwrócić uwagę na kwestie związane nie tylko z pomówionym, ale dotyczące również wydawnictwa.

W konstruowaniu portretu H. Karkoszy agenta stale pojawia się motyw nieuczciwości i „przekrętów” finansowych – jak agent, to złodziej.

Oficyna Literacka była przez lata prestiżowym wydawcą trudnej niskonakładowej literatury. Programowo nie korzystała z publicznych dotacji, które zastępowała samofinansowaniem. Wydawnictwo posiadało własną drukarnię, dającą 80 do 90 proc. obrotów firmy, książki to był zaledwie margines finansowy naszej działalności. Pieniądze zarabiane na usługach drukarskich przeznaczaliśmy na wydawanie deficytowych z natury publikacji, ich nakład rzadko przekraczał tysiąc egzemplarzy. Pod koniec lat 90. przeżyliśmy bardzo poważny kryzys, związany z rozpadem firmy dającej 90 proc. obłożenia naszej drukarni. To spowodowało lawinowe narośnięcie problemów finansowych i zaowocowało niemożnością regulowania zobowiązań. W przywracaniu równowagi finansowej Oficyny nie pomogły nam nasilające się od dwóch lat pomówienia środowiskowe o agenturalność.

Przez cały okres działalności legalnej byliśmy spółką cywilną, co sprawia, że za długi ponosimy pełną odpowiedzialność cywilno-prawną, trudno więc mówić o „przekrętach”, zaś kupiona w latach 80.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Listy; s. 115
Reklama