Jaki będzie finał ostatniego zamieszania wokół prałata Henryka Jankowskiego? Tylko patrzeć, kiedy prokuratura umorzy prowadzone śledztwo w sprawie nadużyć seksualnych. Pocałunki w usta na pożegnanie to żadne dowody. Trudno natomiast przewidzieć, czym się skończy sprawa pisemnego wezwania do ustąpienia z probostwa, które 20 sierpnia skierował do swego podwładnego arcybiskup Gocłowski. Prałat z ambony zapowiedział, że nie ustąpi.
Zwykle ustąpienia z probostwa odbywają się bezkonfliktowo, ponieważ kapłan, przyjmując święcenia, przyrzeka cześć i posłuszeństwo biskupowi oraz jego następcom. Jeśli jednak nie podporządkuje się woli zwierzchnika, ten może go odwołać, korzystając z procedury przewidzianej prawem kanonicznym. W takim przypadku biskup konsultuje swój zamiar z dwoma proboszczami wybranymi z zespołu, którym dysponuje. Proboszcz na – jak się to określa – „ojcowską radę” biskupa, by ustąpił dobrowolnie, może przedstawić kontrargumenty. W dalszej kolejności ma prawo zapoznać się ze zgromadzonymi przez biskupa aktami. Biskup zaś, nim podejmie ostateczną decyzję, ponownie omawia sprawę ze wspomnianymi już proboszczami. Jeżeli wyda dekret usuwający proboszcza z parafii, ten może się jeszcze odwołać do nuncjusza apostolskiego.
Czy owo pismo z 20 sierpnia, z którego treścią według „Rzeczpospolitej” zapoznani zostali biskupi, oznaczało wszczęcie opisanej wyżej procedury? – Nie mogę na razie tego komentować – odpowiada arcybiskup Gocłowski.
W powojennych dziejach Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce był czas, że w sytuacjach konfliktowych całe parafie za proboszczem przechodziły pod jurysdykcję Kościoła polskokatolickiego (Kotłów k.