Archiwum Polityki

Wojciech Pszoniak, aktor, o roli w monodramie „Belfer”:

Ostatnie dwa lata spędziłem we Francji. Występy w paryskim przedstawieniu „Sklep na rogu ulicy” uniemożliwiły mi m.in. przyjęcie roli Papkina w „Zemście” Andrzeja Wajdy i grę w „Kolacji dla głupca” w Teatrze Ateneum. Kiedy tylko „Sklep” zszedł z afisza, postanowiłem nadrobić warszawskie zaległości. Szukałem sztuki „na powrót”. Tak się złożyło, że naprzeciwko teatru, w którym występowałem, wielki francuski aktor Jean Piat grał „Belfra”, monodram Jean-Pierre’a Dopagne’a. Opowiada on o jednym z największych problemów naszych czasów – zaniku autorytetów, a przy okazji jest też apoteozą aktora i teatru. Nic dziwnego, przecież każdy nauczyciel jest po trosze aktorem. Do tego ta lekkość stylu, ironia i balansowanie na granicy prawdy i teatralnego zmyślenia!

Już od kilku lat przymierzaliśmy się z Janem Wejchertem, szefem ITI Film Studio, do stworzenia teatru nierepertuarowego, bez stałego zespołu i administracji. Kiedy pokazałem mu sztukę Dopagne’a, bez słowa zabrał się za przystosowywanie do potrzeb teatralnych należącego do ITI kina Bajka. Z reżyserem Michałem Kwiecińskim przyjaźnię się, co w pracy nad monodramem jest sprawą kluczową, bo to wypowiedź niezwykle intymna – aktor jest na scenie sam. Do tego tekst Dopagne’a jest mało „teatralny”, nie można się tu skryć za kostiumem czy scenografią. Tylko biurko, wieszak, krzesło i ja.

„Belfer” jest pierwszym monodramem w mojej karierze i przygotowując go musiałem zmienić sposób pracy: zwykle w sytuacjach scenicznych ćwiczę tekst z partnerami, tym razem było dużo trudniej, próby przypominały raczej naukę wiersza, a przecież w monodramie musi być dramat bohatera, napięcie. I ja to wszystko muszę stworzyć sam.

Polityka 38.2004 (2470) z dnia 18.09.2004; Kultura; s. 53
Reklama