Archiwum Polityki

Mimo wszystko jeszcze jary

+++

W lutym 2004 r. skończył 60 lat, ale, jak twierdzą wtajemniczeni, zaaplikował swojemu organizmowi taką dawkę niesportowego trybu życia, że ma prawo czuć się, jakby tych lat skończył co najmniej 120. Johnny Winter przypomniał o sobie po wieloletniej przerwie nową płytą zatytułowaną lakonicznie „I’m a Bluesman”. Zawartość muzyczna potwierdza komunikat, który artysta przekazuje w tytule. Tak, Johnny Winter w dalszym ciągu jest bluesmanem i dowodem na to jest trzynaście utworów zamieszczonych na jego nowej płycie. Ostrzegam jednak tych, którzy oczekują wrażeń podobnych do tych, jakie słuchacze mieli po wysłuchaniu albumów Wintera wydawanych na przełomie lat 60. i 70.

Zarówno w jego głosie jak i w grze na gitarze słychać zmęczenie życiem, światem i nadużywaniem. Nie ma już tego ognia, którym porywał słuchaczy w minionych latach. Nie lekceważmy jednak tej płyty – Winter jeszcze niejednego młodziaka mógłby wiele nauczyć. Oczywiście, gdyby mu się chciało.

Johnny Winter „I’m a Bluesman” Virgin 2004

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 38.2004 (2470) z dnia 18.09.2004; Kultura; s. 55
Reklama