Archiwum Polityki

Życie jest snem

Okiem nie mrugnąłem, kiedy ogłoszono wyniki badań: przeciętna snu Polaka to siedem godzin i trzydzieści jeden minut. Mimo to wystarczy spojrzeć na przechodniów, pasażerów rannych autobusów, tramwajów, kolejek podmiejskich. Chętnie pospaliby dłużej, ziewnięciami witają dzień, pocierają powieki, czochrają się, drapią i mamroczą pod nosem tęskniąc do oglądanych we śnie Siedmiu Braci Śpiących. Jawa uboższa: z braci mamy tylko dwóch Kaczyńskich. Senne pomrukiwania, jeśli wsłuchać się w nie uważnie, są pamięcią dramatów.

– Powiedz pan – pogrążony w półśnie typek trąca równie sennego nieznajomka. – Dlaczego moja kobita szuka mnie zawsze w knajpie, a nie w muzeum?

Inny znów zwierza się babinie drzemiącej z ustami otwartymi jak wrota wieczności:
– Kiedy braliśmy ślub, ksiądz zwrócił się do mnie z pytaniem: – Czy bierzesz ją za żonę?
– A ma ksiądz lepszą propozycję – odparłem.
Babina nie odpowiada; chrapie i uśmiecha się w antraktach tego poświstu. Pewnie śni się jej coś rozkosznego, zarazem wolnego od grzechu i poczucia winy. Kto śpi, nie grzeszy, grzeszy najwyżej jego sen.

To że przeznaczamy na sen siedem godzin z połówką jest powodem do rzetelnej dumy miłośników swojskości i tradycji: krewniacy Śpiących Rycerzy z groty w Tatrach śnią sen o szpadzie bądź współczesny sen o szpadrynie. Nadal liczni romantycy śnią sen srebrny niejakiej Salomei. Patrioci śnią sen o Bezgrzesznej. Narodowcy spoglądając na Zachód i Wschód śnią sen o potędze, mocarstwie, imperium. Bo ono powstanie, musi powstać. Nie wolno opuszczać rąk. No, chyba że do kieszeni sponsora. Lewicowcy wrażliwi społecznie są we śnie Księżniczką na grochu: leżą bez szansy na zwleczenie się z barłogu, każdy ruch grozi dyskomfortem, zapowiadając separację, kolejny rozłam.

Polityka 37.2004 (2469) z dnia 11.09.2004; Groński; s. 97
Reklama