Archiwum Polityki

Gimnastyka poranna

Moją ulubioną audycją radiową była dawniej gimnastyka poranna. Każdego ranka z radioodbiornika Szarotka płynęły słowa zachęty niezapomnianego doktora Hofmana: „Otwieramy szeroko okno, oddychamy głęboko, stajemy w rozkroku, ramiona uniesione w górę i skłony, tak aby czubkami palców dotknąć do podłogi. Ćwiczymy: skłon i wyprost, skłon i wyprost, wdech i wydech, a teraz łączymy nogi, unosimy się lekko na palcach i schodzimy do przysiadu, i w górę, i w dół, i wdech, i wydech...”. To były czasy...! Siedziałem sobie w kuchni przy stole, żona smażyła jajecznicę, a ja powtarzałem „wdech i wydech, góra, dół, skłon i wyprost!”. I komu to przeszkadzało? Popijało się kawę Inka, a dziś komu Inka kojarzy się z cykorią?

Różnica między gimnastyką poranną w PRL i w Trzeciej RP polega na tym, że wtedy komendę wydawał jeden obergimnastyk, doktor Hofman, a cały naród ćwiczył. Teraz jest odwrotnie: cały naród, ustami swoich przedstawicieli, wydaje komendy, a jeden ćwiczy. Dzisiaj, kiedy piszę ten felieton, ćwiczył Donald Tusk. O godz. 7 w Jedynce, o godz. 8 w Radiu TOK itd. Czasami można wysłuchać Oleksego albo Wassermanna w trójskoku przez trzy rozgłośnie jednego dnia. Niektórzy politycy tak lubią gimnastykę poranną, tak lubią być ćwiczeni, że ćwiczą od świtu do drugiego śniadania, a przedstawiciele narodu – mgr Rafał Ziemkiewicz, mgr Dorota Gawryluk i inni sadyści – wydają tylko komendy: „Skłon – wyprost, skłon – wyprost”, a ja sobie popijam kawkę i tylko dogaduję: „Dobrze tak Rokicie, Oleksego przycisnąć, Borowskiego potrzymać w przysiadzie, Wassermanna w szpagacie, Miodowicza wygiąć do mostka, tak jak on – Kaczmarka, Ziobro niech ćwiczy skłony tułowia, Miller niech robi pompki”, i tylko dopinguję: „Nie zginać nóg w kolanach, panie Frasyniuk”, „Mocniej go, panie Jacku!

Polityka 36.2004 (2468) z dnia 04.09.2004; Passent; s. 99
Reklama