Archiwum Polityki

Cena wolności

Skąd Władysław Jamroży miał milion złotych, które zostały wpłacone jako kaucja umożliwiająca mu wyjście z aresztu? Były prezes PZU tłumaczy, że ma oszczędności z uczciwej pracy. A wymiar sprawiedliwości jego słowa przyjmuje za dobrą monetę. – Sąd nie ma obowiązku sprawdzania pochodzenia wpłacanych pieniędzy – tłumaczy Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu wprowadzaniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł (potocznie nazywaną ustawą o praniu brudnych pieniędzy), sprawdzanie pochodzenia kapitału spoczywa na organach ścigania i bankach.

Sądy coraz chętniej zamieniają oskarżonym areszt na kaucję. Cena wolności w dużych sprawach waha się zwykle w granicach 1–2 mln zł. W marcu br. za 2 mln zł kaucji wyszedł były prezes PZU Życie Grzegorz Wieczerzak. Tyle samo musiała wpłacić żona Artura K., barona paliwowego z Częstochowy, która zapożyczyła się na ten cel u generała paulinów z Jasnej Góry. Kaucję hipoteczną w wysokości 1 mln zł złożył Lew Rywin. Roman Kluska, biznesmen oczyszczony później z podejrzeń, musiał wpłacić 8 mln zł. Rekord należy jednak do Stanisława P., oskarżonego o skonstruowanie systemu wyłudzającego VAT. Wyszedł na wolność zastawiając majątek wart 16,5 mln zł.

Kaucja spoczywa w banku. Poręczycielom rosną więc odsetki. Klub Kapitału Polskiego, który wpłacił 2 mln zł za Bogusława Bagsika, uzyskał zgodę na złożenie pieniędzy w wybranym przez siebie banku, by odsetki były większe.

Kaucja przepada tylko wtedy, gdy oskarżony złamie warunki poręczenia: utrudnia prowadzenie procesu lub ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości.

Polityka 35.2004 (2467) z dnia 28.08.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama