Próba wyeliminowania Jana Widackiego jako pełnomocnika Jana Kulczyka, w której ważną rolę odegrała ekspertyza doradców prawnych, wywołała zainteresowanie całym zapleczem doradczym komisji śledczej. Początkowo komisja chciała mieć jedenastu doradców (każdy członek swojego), ale Prezydium Sejmu, które o tym ostatecznie decyduje, zgodziło się na pięciu, ale jak dotąd powołano czterech. Zostali nimi prawnicy wskazani przez konkretnych posłów. Ewę Gruzę wskazał Zbigniew Wassermann, Krzysztofa Góralczyka Konstanty Miodowicz, Artura Przyborę Roman Giertych, Błażeja Wierzbowskiego, który jeszcze się nie pojawił, jest bowiem specjalistą od spraw finansowych, a tymi komisja mało się jeszcze zajmowała, Józef Gruszka. Ci formalni, stali doradcy zatrudniani są (a właściwie byli, gdyż troje złożyło rezygnację po tym, gdy posłowie na nich zaczęli zrzucać winę za dopuszczenie do bezprawnego głosowania) przez Kancelarię Sejmu na umowach.
Brak zgody prezydium Sejmu na większą liczbę ekspertów sprawił, że wprowadzono instytucję konsultantów, którymi na razie są głównie przedstawiciele służb specjalnych: płk Zbigniew Nowek, gen. Bogdan Libera i płk Jerzy Kucharenko. Wśród konsultantów jest także Piotr Wojciechowski (współpracownik Antoniego Macierewicza i współtwórca tak zwanej nocy teczek), Piotr Woźniak, doradca premiera Buzka, członek zarządu PGNiG, a ostatnio także adwokat Emilia Nowaczyk (polecona przez Andrzeja Aumillera). Lista konsultantów liczy 11 osób. Część z nich nie brała jeszcze udziału w pracach komisji, zwłaszcza jawnych, transmitowanych przez telewizję i radia. Powoływani są decyzją przewodniczącego komisji na każde posiedzenie.
Pomijając już podnoszone, nie bezzasadnie przecież, obiekcje, że byli szefowie służb specjalnych powinni być raczej świadkami niż konsultantami, wypada zauważyć, że są to osoby bardzo sowicie opłacane – stawkę konsultantów określono bowiem na wysokości 160 zł za godzinę, skutkiem czego rekordziści Nowek i Libera zarobili już, siedząc przed kamerami telewizji i milcząc, po 32 tys.