Archiwum Polityki

De-Lovely

++

Filmowa biografia jednego z najwybitniejszych kompozytorów XX w. Cole Portera tylko pozornie przypomina klasyczny musical o życiu i twórczości genialnego muzyka. O wiele bardziej pasuje tu określenie moralitet. Film Irwina Winklera („Czarna lista Hollywood”, „Mroki miasta”) opowiada o przeszło dwudziestoletnim, nietypowym związku artysty z Lindą Thomas – bogatą damą z wyższych sfer, jego muzą, życiową partnerką i żoną, która skrzętnie ukrywała przed całym światem homoseksualizm męża. Sprawa podwójnego życia tej pary wybija się na plan pierwszy. I jest ukazana z perspektywy popadającego w depresję umierającego starca, spowiadającego się przed tajemniczym nieznajomym ze skomplikowanej relacji z kobietą, której nie pożądał, lecz którą kochał bardziej niż kogokolwiek innego. Elegijną opowieść żegnającego się z życiem Portera przedstawiono w formie broadwayowskiego show przypominającego słynne przeboje z przepastnego dorobku legendarnego autora. Jest to niestety najsłabszy punkt filmu, starającego się pogodzić dwie niezbyt przystające do siebie sfery. Kevin Kline w roli Cole Portera radzi sobie w tej trudnej roli doskonale. Gorzej wypada Ashley Judd jako pani Porter. Aktorce nie udało się pokazać prawdziwej motywacji postępowania tej postaci. Nie wynika to jednak z niedostatków jej aktorstwa, tylko z błędu scenariuszowego ukazującego amerykańską bohemę pierwszej połowy XX w. wyłącznie z męskiej perspektywy.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 50.2004 (2482) z dnia 11.12.2004; Kultura; s. 68
Reklama