Kto by przypuszczał, że bagna, trzęsawiska, a nawet płytkie dna jezior kryją w sobie tyle informacji o pradziejach Europy! Wilgotne, niegościnne dla człowieka środowisko wydawało się badaczom mało atrakcyjne. Sporym zaskoczeniem były więc setki drewnianych pali o wyraźnie przemyślanym układzie, które wyłoniły się z wód alpejskich jezior. Prace rozpoczęte przez szwajcarskiego archeologa Ferdynanda Kellera w Unteruhldingen nad Jeziorem Genewskim w 1854 r. doprowadziły do odkrycia tzw. palafitów – osad nawodnych wzniesionych na platformach.
Początkowo przypuszczano, że budowali je Celtowie, dopiero badania dendrochronologiczne (patrz ramka) obaliły tę teorię. Drewno użyte do budowy osad nawodnych było bowiem dużo starsze. Najwcześniejsze stały już w V tysiącleciu, najmłodsze zaś pochodziły z I tysiąclecia p.n.e.
Pojawiła się moda na poszukiwania reliktów przeszłości zatopionych w bagnach i płytkich jeziorach. W początkach XX w. na Wyspach Brytyjskich i w Irlandii znaleziono crannogi (sztuczne wyspy – osady), jamy ofiarne i drewniane kładki, tworzące na podmokłych terenach sieć komunikacyjną. W północnej Europie zaczęto wydobywać z torfowisk świetnie zachowane ciała ludzi. Największe odkrycie polskiej archeologii też wpisuje się w ten nurt. Osada obronna w Biskupinie została zbudowana na podmokłym półwyspie. – Józef Kostrzewski, zaczynając tam wykopaliska w 1934 r., dobrze znał niemieckie odkrycia osad nadjeziornych – przypomina archeolog Anna Grossman z Muzeum w Biskupinie.
Niechęć do wilgotnych, pełnych komarów mokradeł jest w Europie zjawiskiem stosunkowo nowym. – Przecież jeziora pełne były ryb, a na bagnach żyły zwierzęta i rosły przeróżne gatunki roślin zapewniające urozmaiconą dietę – mówi Wojciech Piotrowski z Muzeum w Biskupinie, specjalista od archeologii terenów podmokłych.