To nie głośna notatka kpr. SB Pawła Kosiby miała być powodem odrzucenia przez Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej kandydatury Andrzeja Przewoźnika na stanowisko prezesa IPN. Przewodniczący Kolegium Andrzej Grajewski stwierdził w ub. tygodniu w „Rzeczpospolitej”, że przesądziło co innego: „Otrzymaliśmy tajne dokumenty, m.in. z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które były przesłanką uniemożliwiającą panu Andrzejowi Przewoźnikowi kandydowanie”. Podobną tezę postawił następnie w „Gazecie Wyborczej” Jan Rokita.
Tak Grajewski jak i Rokita uznali równocześnie, że niezależnie od oczyszczenia Przewoźnika z zarzutów przez Sąd Lustracyjny, jego kandydatura nadal nie wchodzi w rachubę. Tymczasem sąd, badając sprawę, powinien przecież opierać się na tej samej dokumentacji co Kolegium IPN. Nie mówiąc już, że w IPN od dawna powinny znajdować się wszelkie materiały po byłych specsłużbach PRL, więc co mogło zostać teraz dostarczone? Rzecznik ABW mjr Magdalena Stańczyk potwierdza, że archiwa zostały przekazane zgodnie z ustawą. Pytana jednak, o jakiego rodzaju nowych dokumentach mogą w takim razie mówić Grajewski i Rokita, stwierdza jedynie: – Niestety, nie mogę tych wątpliwości w żaden sposób wyjaśnić, nie ujawniając rodzaju tych dokumentów czy informacji tam zawartych, a tego mi nie wolno uczynić. Powołuje się na klauzulę tajności, jaką objęta jest korespondencja między ABW a IPN, ale jednak pośrednio potwierdza, że jakieś materiały z ABW zostały przekazane. Co teraz ABW miała w sprawie Przewoźnika, czego nie przekazał wcześniej do IPN poprzednik Agencji, UOP? Dlaczego stało się to tak późno? Andrzej Friszke, członek Kolegium Instytutu, tak komentuje wypowiedzi Grajewskiego i Rokity: – Oczywiście, że decyzja Kolegium nie została oparta na notatce Kosiby, bo ta nie jest dokumentem, lecz prywatnym listem, by nie powiedzieć – śmieciem.