W świetle fleszy i kamer minister obrony Radek Sikorski (na fot. z prof. Leonem Kieresem) powołał Zespół ds. Przeglądu Materiałów Archiwalnych. W najbliższych tygodniach ma on odtajnić większość dokumentów byłego Układu Warszawskiego przechowywanych w Centralnym Archiwum Wojskowym. Kolejni szefowie resortu obrony odmawiali dotąd historykom do nich dostępu. Powoływali się na podpisany w lutym 1991 r. w Budapeszcie „Protokół o uchyleniu porozumień wojskowych zawartych w ramach Układu Warszawskiego oraz rozwiązaniu jego organów i struktur wojskowych”, którego art. 3 mówi, że dokumenty otrzymywane przez Polskę od Zjednoczonego Dowództwa UW nie mogą być przekazywane państwom trzecim i publikowane, chyba że sygnatariusze podpiszą kolejne porozumienie. Takiego jednak nie zawarto i możemy się spodziewać nieprzychylnej reakcji Rosji, jeśli MON ujawni dokumenty UW, które otrzymywał z Moskwy. Rosji nic natomiast do polskich dokumentów, wytworzonych dla potrzeb tego paktu, a także tych, które odsłonią kulisy wewnętrznych interwencji naszego wojska (i zewnętrznej w Czechosłowacji).
Na konferencji prasowej pokazano odtajnioną ćwiczebną mapę z 1979 r. z naniesionymi kierunkami natarcia wojsk Układu Warszawskiego oraz załączniki, z których wynika, iż podczas tej gry wojennej sztabowcy zakładali, że głowice atomowe spadną na 43 polskie miasta powodując śmierć 2 mln osób. Po konferencji jedne gazety napisały, że na linię Wisły spaść miały amerykańskie, a „Rzeczpospolita” – rosyjskie rakiety. Z punktu widzenia ofiar nalotów nie miałoby to wtedy większego znaczenia, ale dziś, kiedy zapisuje się ostatnie „białe plamy” naszej historii, znaczenie ma duże.